W dniu meczu z Koreą "Przegląd Sportowy" zatytułował: pierwszą stronę: "Drogi "Oli", strzel Korei kilka goli!" |
Przygotowania do Turnieju w Korei i Japonii przerosły wszystkich - media, piłkarzy, kibiców, sztab szkoleniowy. Tymczasem zbliżał się nieubłaganie termin pierwszego spotkania z gospodarzami. Jerzy Engel obejrzał Koreańczyków po raz pierwszy w akcji na żywo 26. maja 2002r., w towarzyskiej batalii z Francuzami, w Suwon. Piłkarze Hiddinka przegrali, ale postawili mistrzom świata bardzo wysoko poprzeczkę. To nie był przypadek, tak jak wcześniejszy remis z Anglikami, czy rozgromienie Szkotów.
"Panowie, co Wy z tym strachem? Owszem Korea dobrze wygląda na tle Francji, ale nasza drużyna na tle Mistrzów Świata, nie wypadałaby gorzej" Ten słynny cytat wygłosił trener Engel dziennikarzom po meczu w Suwon. Poniekąd miał rację! Francuzi na Mundialu w 2002r. nie zdobyli nawet bramki.
Nadszedł dzień meczu z Gospodarzami. Godzinny przedpołudniowe czasu polskiego. Miliony widzów przed telewizorami, wszyscy zjednoczeni w jednym pragnieniu - zwycięstwie "Biało-Czerwonych. Niektórzy rezerwowali sobie w tym dniu urlopy na miesiące przed rozpoczęciem turnieju. Transmisję przeprowadzały w Polsce dwie telewizje: TVP i Polsat. W końcu nadszedł oczekiwany moment. Arbiter wyprowadza obie jedenastki na stadionie w Busan. Hymny narodowe obu państw!
Chciałbym powiedzieć, że komentatorzy Polsatu mieli rację. Prawda jest taka, że z pozycji trybun nic nie było słychać. Zupełnie nic. Trochę lepiej sytuacja wyglądała na murawie. Konfuzja malująca się na twarzy Prezydenta Kwaśniewskiego spowodowana była najzwyczajniej w świecie tym, że nagłośnienie było słabo słyszalne - błąd techniczny oraz wrzawa koreańskich kibiców. Dopiero przekaz telewizyjny ujawnił prawdę - Edyta Górniak rzeczywiście pomyliła brawurę i nowatorstwo z kiczem. Jedna z naszych najlepszych piosenkarek w historii zawiodła. Wykonanie hymnu było powolne, melancholijne, bez energii i żywiołu. Zaskoczyło konserwatywnych Polaków, nie przyzwyczajonych do oryginalności i awangardy. Oglądałem ostatnio mecz NBA All-Star Game i po
mimo znacznie wolniejszego wykonania hymnu Kanady oraz USA, nikt nie był zdziwiony, a cały aranż spotkał się z aprobatą. Polacy jednak doznali szoku, mając w pamięci wspaniały głos Marka Torzewskiego, który niósł Polaków do boju- dosłownie i w przenośni I będzie to jeszcze robił przez lata.
Rzeczywiście wrzawa koreańskich kibiców, to jest coś co pamięta się do końca życia. Jeszcze przed meczem, Jerzy Engel, jak przystało na znakomitego psychologa i motywatora, przestrzegał, że fani Reprezentacji Korei zaczynają krzyczeć, już wtedy, gdy ich piłkarz jest w posiadaniu piłki. To nie jest tożsame z zagrożeniem pod naszą bramką! Tych rad i wskazówek trenera, ukazanych w filmie dokumentalnym Tomasza Smokowskiego było od groma. Pamiętam, gdy podczas jednej z odpraw napisał na tablicy słowo: "Korea". Po czym uderzył w nią, a ta obróciła się, pod takim kątem, że nazwa naszego rywala, zniknęła. "Była Korea i nie ma Korei!I wy także sobie z nią poradzicie. Pamiętam także jak dziś, że Jerzy Engel kazał piłkarzom zaraz po przebudzeniu każdego dnia powtarzać frazę: "Jeszcze Polska nie przegrała, póki my żyjemy". Trzeba oddać ówczesnemu Selekcjonerowi, że na tle polskich trenerów jeszcze długo będzie stanowił wzór pracy związanej z przygotowaniem mentalnym. Jestem świadom, że zdanie to brzmi nieco prowokacyjnie, w kontekście późniejszych wyników i tego, że Tomasz Hajto wyznał, że owy turniej ich przerósł psychicznie. Jednak, gdy przypomnę sobie, że obecny szkoleniowiec Polski, Franciszek Smuda, zapytany o konieczność zatrudnienia w sztabie psychologa, odparł: "Nie widzę wariatów w drużynie", to tym bardziej upieram się przy swojej tezie.
Ciąg dalszy niebawem...
MARCIN SZYMAŃSKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz