czwartek, 13 września 2012

Niemieckie mistrzostwa w innym ujęciu...

Prezentuję serię rysunków satyrycznych ukazujących głównie kibiców podczas Mundialu w Niemczech w 2006r. Może choć część z Państwa się przy nich uśmiechnie. Zapraszam do oglądania i komentowania.










MARCIN SZYMAŃSKI

piątek, 7 września 2012

Wybieramy najładniejsza bramkę turnieju!


Zanim opublikuję raport sporządzony przez Pawła Janasa i Macieja Skorżę, wraz z komentarzem i analizą, zapraszam do zabawy - obejrzenia wszystkich bramek z Mistrzostw Świata w Niemczech i wyboru tej najładniejszej. Mój typ to uderzenie Lahma, na 1:0 z Kostaryką. Kwintesencja piękna w futbolu niemieckim, cechującego się nowoczesnością, siłą, dynamiką, doskonałym przygotowaniem fizycznym.Robi wrażenie!




MARCIN SZYMAŃSKI

poniedziałek, 3 września 2012

Pomeczowe wypowiedzi. "Mistrzostwa świata pokazały mi inny, nieznany wcześniej wymiar futbolu."

Kibice zaprezentowali się wspaniale.
Na zdjęciu flaga z godłem.

Prezentuję  wypowiedzi Selekcjonera Reprezentacji Polski i piłkarzy po meczu z Kostaryką.

Paweł Janas: Jakbyśmy wracali bez punktów i bramek byłoby to bardziej przykre. Warto było spróbować tego systemu w poprzednich spotkaniach, ale przeciwnicy byli trudniejsi. Kostaryka jako najsłabszy zespół naszej grupy pozwoliła na więcej. Decyzji o swojej przyszłości nie będę podejmował zaraz po meczu.

Michał Żewłakow: Cieszyć się jednak nie ma z czego, bo na mundialu najważniejszy jest wynik, a my wracamy do domu. Udział w Mistrzostwach Świata rozliczany jest tylko na podstawie osiągniętego wyniku. My już wracamy do domu, celu, jakim był co najmniej awans do drugiej rundy nie zrealizowaliśmy, wiec cieszyć się nie ma z czego. Jednak wygrywając z Kostaryką nieco poprawiliśmy humory sobie, a przede wszystkim kibicom. Biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności, w tym naszą słabszą dyspozycję, remis w tym spotkaniu byłby dla nas dobrym wynikiem. Później spokojniej zagralibyśmy z Niemcami i gdyby też udało się zremisować, dziś walczylibyśmy o awans. Z jednej strony zabrakło niewiele do takich rozstrzygnięć, a z drugiej - nie ma to teraz żadnego znaczenia. Jak już wcześniej wspomniałem, liczy się tylko wynik. Już cztery lata temu przerabialiśmy zmianę trenera na wariackich papierach, tuż po mundialu, w pośpiechu. I nic z tego dobrego nie wyszło, drużyna kompletnie się rozsypała. Teraz na pewno szkielet zespołu zostanie bez zmian, bo pokazaliśmy w eliminacjach, że potrafimy grać i wygrywać. Dlatego podejdźmy do sprawy spokojnie, bez nerwowych ruchów i po raz pierwszy w historii zakwalifikujmy się do Mistrzostw Europy. Moim zdaniem z trenerem Janasem jest to możliwe, dlatego powinien pozostać na stanowisku. Nikt z nas się chyba nie spodziewał, że to będzie nasze pożegnanie z mistrzostwami. Myślę, że trzeba sobie powiedzieć otwarcie: na pierwszy mecz z Ekwadorem nie wyszliśmy tak, jak się powinno wychodzić na mecz mundialu. To już nie było jakieś tam spotkanie towarzyskie czy eliminacyjne. Tego nie zrozumieliśmy. Dopiero w meczu z Niemcami widziałem drużynę walczącą. Na tym musimy budować, do tego poświęcenia dokładać taktykę, lepsze umiejętności. Ale wszystko musi się zaczynać od mentalności zwycięzców, inaczej nie ma co wychodzić na boisko. Siły może zabraknąć, ambicji nigdy. Tym, którzy wzywają do zmiany trenera, mogę powiedzieć tyle: ja już cztery lata temu przeżyłem pospieszną zmianę trenera po mundialu, przed eliminacjami Mistrzostw Europy. Niczego dobrego to nie przyniosło.

Paweł Brożek: Mistrzostwa Świata pokazały mi inny, nieznany wcześniej wymiar futbolu. To dla mnie wielka lekcja. Presja jest olbrzymia, wielkie oczekiwania kibiców, wspaniałe stadiony wypełnione po brzegi i wszyscy najlepsi piłkarze świata. Atmosfera i otoczka wprost niesamowita. Teraz na pewno będzie mi łatwiej i w klubie, i w kadrze. Zagrałem w sumie 60 minut i mam nadzieję, że przekonałem do siebie trenera. Chcieliśmy się dziś zrehabilitować przed polskimi kibicami za dwie wcześniejsze porażki i wygrać. To się udało, szkoda tylko, że nie dane mi było zdobyć gola. Ale może za cztery lata... 

Euzebiusz Smolarek: Jeszcze nigdy nie grałem przy takiej pogodzie, przy takim upale. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy. Cieszę się, że po straconej bramce nie załamaliśmy się jak w meczu z Ekwadorem i konsekwentnie graliśmy 'swoje'. Kilka niezłych akcji udało się przeprowadzić, trochę pograliśmy piłką, choć tempo nie było za duże, ale upał był potworny. Był gwizdek? Nie było, więc nie było faulu. Taka jest piłka. Do mnie pretensji mieć nie mogą, bo ja tylko stałem. To bramkarz mnie zaatakował, a nie ja jego. Dzisiaj strasznie dużo się cofałem, wspomagałem Marcina Baszczyńskiego, więc z przodu nie bardzo mogłem się wykazać. Ale taka była potrzeba, więc nie marudzę. Cieszę się, że ostatni mecz wygraliśmy dla kibiców. Im się to bardziej należało niż nam. Zasłużyli na wielkie pochwały za to, jak nas wspierali we wszystkich meczach.

Maciej Żurawski: Nie powiem, że wygraliśmy po wspaniałym meczu i świetnej grze, ale zagraliśmy chyba nieźle. Cieszy szczególnie, że dwa gole padły po stałych fragmentach gry, które wcześniej kulały. Zwycięstwo chyba wszystkim trochę poprawiło humory. Nikt nie ma monopolu na grę, a trener ma prawo zawsze i wszędzie ściągnąć z boiska każdego z nas. Miał na mistrzostwach do dyspozycji 23 piłkarzy i wybierał najlepszych w danym momencie. Dziś też tak postąpił. Nie będę ukrywał, że jestem rozczarowany. Spodziewałem się więcej i po sobie, i po całym zespole. Nie będę nikomu wmawiał, że jestem w wybornej formie, bo wiadomo, że tak nie jest. Staram się sobie tłumaczyć, że taki jest sport, taka piłka, że nie zawsze wszystko się udaje. Po lepszych okresach przychodzą gorsze i tak pewnie było ze mną w Niemczech. Presja oczekiwań na pewno mnie nie paraliżowała. Żyję z nią od dawna - w Krakowie, w Glasgow czy przy okazji meczów w reprezentacji. Zdążyłem się przyzwyczaić. Po prostu byłem w słabszej dyspozycji i tyle. 

Arkadiusz Radomski: Ebi przyznał się w szatni, że przy pierwszym golu faulował bramkarza.

Bartosz Bosacki: Na bramki zapracował cały zespół. Moim zadaniem było wchodzenie przy stałych fragmentach gry i je wykonywałem. Te rzuty wolne ćwiczyliśmy przez całe zgrupowanie, szkoda, że zaczęły wychodzić tak późno. Oczywiście cieszę się tym bardziej, że ja byłem strzelcem bramek dla Polski. Dała nam się we znaki dzisiejsza pogoda. Osobiście cieszę się, że udało mi się tu przyjechać i rozegrać dwa mecze. Chciałem podziękować kibicom za wspaniały doping. Byli oni naszym 12. Zawodnikiem. Cieszę się, że miałem okazję występu na najważniejszej imprezie dla piłkarza. Zagrałem w dwóch spotkaniach. Myślę, że nikogo nie zawiodłem.

Wkrótce obszerna analiza raportu sporządzonego przez Pawła Janasa i Macieja Skorżę...

MARCIN SZYMAŃSKI

sobota, 1 września 2012

Dwie bramki stopera. Kostaryka-Polska 1:2!

Bartosz Bosacki cieszy się z bramki
strzelonej Kostaryce.
Ostatnie spotkanie „Biało-Czerwonych” na Mundialu w Niemczech miało charakter wyłącznie honorowy. Po dwóch wcześniejszych porażkach: z Niemcami i Ekwadorem, zarówno Polska, jak i Kostaryka nie miały już szans na awans do 1/8 finału. Przed meczem spekulowano, czy rezultat będzie miał wpływ na posadę trenera Pawła Janasa. Polska przystąpiła do meczu bez większych zmian w składzie, w dobrze znanym z eliminacji ustawieniu 4-4-2. Oba zespoły pozornie zapowiadały ostrą walkę o zwycięstwo, głównie dla swoich kibiców i sympatyków futbolu.
Początek meczu nie należy jednak do najciekawszych. Eufemistycznie rzecz ujmując. Dopiero w 24. minucie rzut wolny z około 18 metrów wykonuje Gomez. Piłka znajduje lukę w murze i między nogami Artura Boruca wpada do siatki. Kostaryka obejmuje prowadzenie! Polacy odpowiadają dopiero w 30. minucie, kiedy z piłką, w pole karne rywali wpada Mirosław Szymkowiak. Nie daje jednak rady oddać strzału, zablokowany przez dwóch obrońców. Potem inicjatywę znów przejmują nasi rywale. Dwie akcje w odstępie 2 minut, po których mogą paść bramki. W 31. minucie, Wanchope dośrodkowuje do Gomeza. Ten nieczysto trafia w piłkę i Polacy opanowują sytuację. Minutę później, przed szansą staje sam Wanchope, który także oddaje nieudany strzał i tylko to ratuje podopiecznych Pawła Janasa.
Sytuację na boisku uspokaja dopiero gol dla Polaków. W 33. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Macieja Żurawskiego, piłki nie sięga bramkarz rywali, a ta trafia do Bartosza Bosackiego, który strzela bardzo mocno. Piłka odbija się jeszcze od poprzeczki i wpada do bramki. Wszyscy poza sędzią tego spotkania widzieli jednak ewidentny faul Smolarka. Sam Ebi przyznał się w szatni, że gol padł po jego przewinieniu. Od tego momentu inicjatywa należy już jednak tylko do Polaków. Nasi piłkarze niemal cały czas atakują, ale rywale nie pozwalają na stworzenie zbyt wielu groźnych sytuacji. W 43. minucie Ireneusz Jeleń podaje do Macieja Żurawskiego, który ogrywa jednego obrońcę i gdy ma już strzelać, piłkę odbiera mu drugi. Futbolówka trafia jeszcze do Krzynówka, ale jego strzał zostaje zablokowany. Przed przerwą „Krzyniu” ponownie próbuje z rzutu wolnego, ale bramkarz rywali nie daje się pokonać po raz drugi.Pierwsza połowa kończy się wynikiem 1:1.
Na drugą cześć spotkania podopieczni Pawła Janasa wychodzą z jedną zmianą w składzie. Macieja Żurawskiego zastępuje piłkarz krakowskiej Wisły, Paweł Brożek. Poziom meczu, podobnie jak na początku, nie zachwyca. Dopiero w 50. minucie Senterio prostopadle zagrywa do Bolanosa, który znajduje się w sytuacji „sam na sam” z Arturem Borucem. Lobuje, ale na szczęście prosto w ręce w golkipera Reprezentacji Polski. W 66. minucie Jacek Krzynówek ładnie uderza zza pola karnego, ale Porras wybija piłkę na rzut rożny. "Krzyniu" z rogu boiska doogrywa do Bartosza Bosackiego, a ten głową po raz drugi pokonuje bramkarza rywali. 2:1! Wielki mecz piłkarza, który do składu na Mistrzostwa Świata załapał się tylko dzięki nagłej niedyspozycji Damiana Gorawskiego. 
Po drugiej bramce tempo meczu wyraźnie spada. Kolejna ciekawa sytuacja ma miejsce dopiero w 74. minucie. Prostopadłe podanie otrzymuje Solis i gdy wydaje się, że znajdzie się sam przed Arturem Borucem, zostaje w ostatniej chwili powstrzymany. W 82. minucie, po rzucie wolnym piłkę w naszej siatce umieszcza głową Wanchope, ale sędzia słusznie odgwizduje pozycję spaloną. Pięć minut później ma miejsce akcja dwóch wprowadzonych wcześniej na murawę zawodników. Lewą stroną pędzi Grzegorz Pasiak, centruje piłkę do Pawła Brożka, ale młody napastnik nie sięga jej głową i nie jest w stanie oddać celnego strzału. Staje jeszcze przed szansą w 89. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Marcina Baszczyńskiego piłkę przedłuża Grzegorz Rasiak. „Broziu” strzela jednak za lekko.
Polska pokonała w pożegnalnym spotkaniu Kostarykę 2-1, głownie dla kibiców, którzy tak wspaniale ich na tym turnieju dopingowali."Gramy u siebie" niosło się tutaj cały czas. Był to  jednak mecz jednych najsłabszych drużyn na tym turnieju. Awans Niemiec i Ekwadoru jest w pełni zasłużony. Pojawia się jednak pytanie, dlaczego, po niezwykle udanych eliminacjach, zaprezentowaliśmy się tak słabo? Co było główną przyczyną klęski piłkarzy Janasa na turnieju? O tym już wkrótce...




Mistrzostwa Świata Niemcy 2006
Hannover, 20.06.2006r.
Kostaryka- Polska 1:2
Bramki: Gomez (24’), Bosaki (33’, 66’).

Polska: Artur Boruc - Marcin Baszczyński, Jacek Bąk, Bartosz Bosacki, Michał Żewłakow - Jacek Krzyżówek, Arkadiusz Radomski (64' Mariusz Lewandowski), Mirosław Szymkowiakm, Ireneusz Jeleń - Euzebiusz Smolarek (85' Grzegorz Rasiak), Maciej Żurawski (46' Paweł Brożek).
Kostaryka: Jose Francisco Porras - Jervis Drummond (70' Harold Wallace), Luis Marin, Michael Umana, Leonardo Gonzalez - Mauricio Solis, Walter Centeno, Christian Bolanos (78' Saborio), Gabriel Badilla - Ronald Gomez (81' Hernandez), Paulo Wanchope.
Żółte kartki: Radomski (18'), Bąk (23'), Żewłakow (29'), Baszczyński (59'), Boruc. - Umana (17'), Badilla (56'), Gonzalez (76'), Marin (45'), Gomez (45').
Czerwone kartki: -
Widzów: 42 000

MARCIN SZYMAŃSKI

czwartek, 30 sierpnia 2012

"Ja nas nie chcę usprawiedliwiać", czyli Jerzy Kryszak podsumowuje występ Polski w Niemczech!

"Najlepsi byli Polacy: Klose i Podolski"

Dziś prezentuję skecz kabaretowy w wykonaniu nieocenionego polskiego satyryka, Jerzego Kryszaka. Zaprezentowany w 2006r. podczas Sobotniej Nocy Kabaretowej, żartobliwie podsumowuje udział Reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata w Niemczech. Po latach pewnie śmieje się z tego i sam Paweł Janas, bo to naprawdę niezwykle serdeczny, sympatyczny człowiek, który nieco się na tym turnieju pogubił...




Analiza personalno-taktyczna meczu o "honor" z Kostaryką wkrótce...

MARCIN SZYMAŃSKI

środa, 29 sierpnia 2012

"Co zrobił Janas?"



Porażka z Niemcami praktycznie przekreśliła szanse Polaków na awans z grupy A piłkarskich Mistrzostw Świata, Niemcy 2006. Został jeszcze mecz z Kostaryką. Jak wykazała dogłębna analiza raportu opracowanego po turnieju przez Macieja Skorżę, problemem okazało się przygotowanie motoryczne piłkarzy. Selekcjoner postawił na zawodników, którzy nie grali regularnie w swoich klubach.Wraz ze Skorżą i Jastrzębskim postanowili podczas obozu przygotowawczego "dać piłkarzom w kość". Oczywiście to spore uproszczenie. Przyczyn było znacznie więcej. Ale o tym może następnym razem. Dziś nieco humorystycznie i przekornie prezentuję piosenkę, która podsumowuje decyzje Pawła Janasa i ich skutki, które mogliśmy oglądać w Niemczech. "Superpuder-Co zrobił Janas?"


"Czy jakies uczucia ma Janas 
Czy nie wie jak gorzka jest łza 
Wykiwał i Kłosa i Franka 
Na dudka wystrychnął Dudka 
Do dziś Rząsa głową potrząsa 
I jedno nie daje mu spać 

Co zrobił Janas 
Co zrobił Janas 
Co Janas nam zrobił, co Janas 
Czy nie jest mu wstyd 

Rzecznikiem prasowym był kucharz 
W tym czasie na rybach był skład 
Dlatego juz Zuraw nie latał 
I przez to Jeleń nie hasał 
A przecież mógł wpuścić Rasiaka 
A ze strachu puścił Bąka 

Co zrobił Janas 
Co zrobił Janas 
Co Janas nam zrobił, co Janas 
Czy nie jest mu wstyd 

I po co dziennikarz się pytał 
I po co na trening się pchał 
Nie dla nas jak zwykle ćwierćfinał 
Od świata nas dzieli Mila 
I chociaż Gmoch pięknie rysował 
Jednego nie wiedział i tak 

Co zrobił Janas 
Co zrobił Janas 
Co Janas nam zrobił, co Janas 
Czy nie jest mu wstyd"



MARCIN SZYMAŃSKI

wtorek, 28 sierpnia 2012

Przeklęty los polskiego bramkarza. Niemcy-Polska 1:0


Mecz w Dortmundzie z Niemcami był dla Polaków spotkaniem o wszystko. Tylko pokonanie naszych zachodnich sąsiadów przedłużało realne szanse na awans. Niemcy w pierwszym spotkaniu dość łatwo ograli Kostarykę 4-2 i byli murowanym faworytem spotkania. Kibice i sympatycy futbolu w Polsce zadawali sobie pytanie, czy nasi zawodnicy pozbierają się psychicznie po "laniu" sprawionym przez Ekwador. Przedmeczowe zapowiedzi były optymistyczne. Piłkarze po pierwszym spotkaniu dostali czas wolny, mieli możliwość regeneracji i odpoczynku psychicznego. Trener Paweł Janas zadeklarował także powrót do bardziej defensywnej gry. W meczu z Ekwadorem Polacy zagrali ustawieniem 4-4-2, które sprawdzało się w eliminacjach. Teraz miało je zastąpić defensywne 5-4-1. Dortmund, 14. Czerwca 2006r, godz. 9.00. Sędzia gwiżdże w tym spotkaniu po raz pierwszy… 
Od początku na murawie rozgorzała prawdziwa walka. „Biało-Czerwoni” „gryzą” trawę, walczą o każdy centymetr boiska. Mimo widocznych różnic w wyszkoleniu technicznym, Polacy nie pozwalają Niemcom rozwinąć skrzydeł, a gdy nadarza się okazja, próbują zagrozić bramce rywala. Wreszcie  widać waleczną polską husarię. 
Pierwszy w tym spotkaniu strzał oddaje  Maciej Żurawski. Napastnik Celticu Glasgow uderza zza pola karnego. Jednak niegroźnie. Niemcy odpowiadają bardzo szybką kontrą i strzałem z ostrego kąta Mirosława Klose. Świetnie jednak broni Artur Boruc. W 14. minucie faulowany z prawej strony pola karnego jest Ebi Smolarek. Piłkarz miejscowej Borussii jest najaktywniejszy w polskim zespole w pierwszej połowie. Niestety wrzutka Jacka Krzynówka mało udana i Niemcy wybijają piłkę. 4 minuty później bliźniacza sytuacja z przeciwnej strony. W 20. minucie przed polem karnym walczy Ireneusz Jeleń, ale w ostatniej chwili powstrzymują go obrońcy. Niemcy znów bardzo groźną sytuację stwarzają w 21. minucie, kiedy to, po dośrodkowaniu Lahma, Klose znajduje się już sam przed Arturem Borucem, ale na nasze szczęście niecelnie główkuje. Potem przez chwilę inicjatywę przejmują Polacy, ale zdołali wywalczyć tylko dwa rzuty rożne. W 28. minucie akcja za akcję. Michał Żewłakow powstrzymuje szybki atak Niemców i rozpoczyna kontrę Polaków, po której Jeleń dosyć pochopnie oddaje strzał zza pola karnego. W końcówce bliscy zdobycia gola są Niemcy. Najpierw po akcji lewą stroną Boruc broni strzał Podolskiego. Następnie Lukas źle przyjmuje prostopadłe podanie i tylko temu zawdzięczamy fakt, że nie znalazł się „sam na sam” z polskim bramkarzem. Niemcy napierają. Wreszcie przed samą przerwą Lahm dośrodkowuje do Podolskiego, który blokowany przez Boruca strzela niecelnie z najbliższej odległości. W pierwszej połowie przeważają gospodarze, ale Polacy grają bardzo ambitnie i imponują walką. Wspierani są przez kilka tysięcy kibiców, którzy próbują przebić się przez doping znacznie liczniejszych Niemców. Po pierwszych 45 minutach „Biało-Czerwoni” nadal są w grze. 
Początek drugiej połowy - niepewny w wykonaniu Polaków. Jednak Niemcy tego nie wykorzystują. W 51. minucie do groźnej wrzutki w pole karne nie dochodzi Mirosław Klose. Polacy odpowiadają strzałem Jelenia zza pola karnego. W miarę upływu czasu Polacy wracają do dobrej gry z pierwszej połowy, ale widać ubytek sił. Niemcy jednak też włożyli ich sporo. W 65 minucie rzut wolny. Frings trafia w mur, a bardzo groźną dobitkę Klosa broni polski bramkarz. W 66 minucie po rzucie rożnym dla Niemców, strzał głową nad bramką. Później dwie żółte kartki zarobili Niemcy, którzy nie mogąc nadążyć za Polakami, faulują. 
W 74. minucie w pole karne wpada Euzebiusz Smolarek, ale w ostatniej chwili piłkę wybija mu obrońca. W 75. minucie szybka kontra Niemców, którą faulem powstrzymuje Radosław Sobolewski. Dostaje drugą żółtą kartkę i w konsekwencji czerwoną. Niestety musi opuścić boisko. Zmęczeni Polacy muszą grać od tej pory w 10, ale pokazują jeszcze większą ambicję niż do tej pory. Cuda wyczynia polski bramkarz, Artur Boruc. W 81. minucie dwukrotnie, w niemal 100% sytuacjach znajdują się Niemcy. Niezwykle groźne strzały Philippa Lahma i Miroslava Klose w pięknym stylu obronił „Holy Goalie”, który stał się bohaterem polskiego zespołu. Im bliżej było końca spotkania tym bardziej zmęczeni byli Polacy. Po rywalach też było widać ubytek sił, ale mieli jednego piłkarza więcej, a na dodatek Jurgen Klinsmann szybciej decyduje się na wpuszczenie świeżych sił, niż Paweł Janas. W 90. minucie Polacy mieli wiele szczęścia. Po dośrodkowaniu w pole karne Polaków, najpierw w poprzeczkę główkuje Mirosław Klose, po kilku sekundach znów w poprzeczkę dobija Michael Ballack. Wydaje się, że przy wielkim szczęściu Polacy dowiozą remis do końca. Niestety już po regulaminowym czasie gry akcję lewą stroną przeprowadza niezwykle szybki Odonkor. Podaje w pole karne do Neuville’a, który umieszcza piłkę w siatce. Po pięknej walce przez 90 minut Polacy schodzą z boiska pokonani po raz drugi. Ciśnie się pytanie, dlaczego nasi piłkarze nie zagrali z taką ambicją i walecznością z Ekwadorem. Na Amerykanów na pewno by to starczyło, na silnych Niemców okazało się niestety za mało. 
Polacy zagrali niezwykle ambitnie. Widać było krew, pot i łzy.  Fenomenalną formę zaprezentował Artur Boruc. Jednak po raz kolejny w historii polskiego futbolu przegraliśmy z naszymi zachodnimi sąsiadami. Przeklęty los polskiego bramkarza...




Mistrzostwa Świata Niemcy 2006
Dortmund, 14.06.2006r.
Niemcy-Polska 1:0
Bramki: Oliver Neuville (90+)

Niemcy: Jens Lehmann - Arne Friedrich (64’ David Odonkor), Christoph Metzelder, Per Mertesacker, Philipp Lahm - Bernd Schneider, Torsten Frings, Michael Ballack, Bastian Schweinsteiger (77' Tim Borowski) - Miroslav Klose, Lukas Podolski (70’ Oliver Neville).

Polska: Artur Boruc - Marcin Baszczyński, Bartosz Bosacki, Jacek Bąk, Michał Żewłakow (83’ Dariusz Dudka) - Ireneusz Jeleń (91’ Paweł Brożek), Arkadiusz Radomski, Radosław Sobolewski, Jacek Krzynówek (77' Mariusz Lewandowski) - Euzebiusz Smolarek, Maciej Żurawski.

Żółte kartki: Odonkor (68'), Metzelder (70') - Krzynówek (3'), Boruc (89'), Sobolewski (29', 75')
Czerwone kartki: - Sobolewski (75')
14.06.2006 g. 19:00


Ciąg dalszy niebawem...

MARCIN SZYMAŃSKI

sobota, 25 sierpnia 2012

„Nie zginąłem, jestem”

   
12. czerwca 2006r. Paweł Janas wreszcie zjawił się na konferencji prasowej. Przebiegła ona następująco [fragmenty wybrane]:          

Nie zginąłem, jestem. Jutro pewnie też będę musiał być na konferencji, bo jest przedmeczowa… My tu mamy grafik. Michał Olszańki i Kaziu Olszek ustalają, kto jest na który dzień. Po wczorajszej konferencji znajomi z Polski zaczęli mnie wypytywać, co się ze mną stało. A ja przecież jestem. Po przegranym meczu też byłem. W telewizji publicznej, wypowiadałem się również dla Polsatu, a także dla telewizji FIFA, byłem na konferencji prasowej, przechodziłem także przez Mixed Zone.

Czy Pan zdaje sobie sprawę, ile złego wyrządziliście, zamykając treningi, unikając mediów, a także kibiców?

Ja u pana w telewizji byłem po meczu z Ekwadorem. A grafikiem codziennych konferencji rządzą rzecznicy prasowi. Nie wiem dlaczego pan mówi, że my coś złego zrobiliśmy.

Co pan powie o taktyce. Jakie będą zmiany w środę, w czasie meczu z Niemcami?

Zobaczymy w środę.

Jak Pan dziś ocenia zmiany w składzie w trakcie spotkania z Ekwadorem?

Zmiany zrobiłem w odpowiednim momencie.

Czy rozpracowaliśmy Ekwador?

Nasi trenerzy od roku jeździli za zespołami z naszej grupy.

Po co było ukrywać treningi, skoro Ekwador i tak wszystko o nas wiedział?

Też o nich wszystko wiedzieliśmy, tylko oni lepiej wykonali.

Szymkowiak zagra przeciwko Niemcom?

Szansa jest zawsze.

Docierają do kadry głosy z Polski od kibiców? Może maile?

Nie obsługuję komputera, nie wiem, czy przychodzą maile.


I jak tu rozmawiać z trenerem?


 MARCIN SZYMAŃSKI

czwartek, 23 sierpnia 2012

„Jest też z nami Tomasz Leśniak, osoba, która ma duży wpływ na to, jak funkcjonują piłkarze.”

Są takie konferencje, które na zawsze przechodzą do historii publicystyki sportowej, które wspominane po latach wciąż wywołują te same emocje. Taką konferencją było bez wątpienia spotkanie z dziennikarzami, dzień po meczu z Ekwadorem, kiedy to zamiast trenera i piłkarzy pojawili się: Olaf Lubaszenko, Wojciech Gąssowski, Andrzej Szarmach i Grzegorz Lato. Szala goryczy przelała się jednak dzień później, kiedy wszyscy już byli niemal przekonani, że dostępny do dyspozycji mediów będzie Paweł Janas. Zamiast niego pojawił się jednak Antoni Piechniczek i… „Osoba, która ma duży wpływ na to, jak funkcjonują piłkarze”, kucharz Tomasz Leśniak. Co tu więcej pisać? Obejrzyjcie Państwo sami, z przymrużeniem oka i dystansem, bo Paweł Janas to niezwykle serdeczny, sympatyczny, otwarty człowiek, który najzwyczajniej w świecie ma awersję do wystąpień przed kamerą. Poza nią jest zupełnie inny - towarzyski, uśmiechnięty, dowcipny. Naprawdę.










Ciąg dalszy wkrótce...

MARCIN SZYMAŃSKI

środa, 22 sierpnia 2012

"Korea stanęła mi przed oczami." Polska-Ekwador 0:2

Kibice skandowali: "Gramy u siebie!"
Na ten mecz kibice Reprezentacji Polski czekali cztery lata. Stadion w Gelsenkirchen stał się biało-czerwony. Po nieudanym Mundialu w Korei, nadarzyła się szansa rehabilitacji. Losowanie grup było dla Polaków bardzo korzystne. Ekwador i Kostaryka to przeciwnicy teoretycznie – rankingowo słabsi, co stwarzało możliwość awansu z grupy razem z Niemcami. Niepokój budzić mogła jednak słaba postawa naszych piłkarzy w meczach towarzyskich. Większość zawodników nie grała także regularnie w swoich klubach.
Gelsenkirchen, 9. czerwca 2006r. Piłkarze Polski i Ekwadoru rozpoczynają to spotkanie niezwykle skoncentrowani. Pierwsze minuty to przewaga Polaków, ale nie przynosi ona praktycznie żadnych groźnych sytuacji pod bramką rywala. Jedyne zagrożenie stwarzają stałe fragmenty gry, bite przez "Biało-Czerwonych". Rywale zaczynają trochę cofnięci, ale w miarę upływu czasu nabierają pewności siebie i zaczynają coraz śmielej zapuszczać się pod bramkę Boruca. Po jednym z takich wypadów pada gol. W 24. minucie Ekwadorczycy wykonują aut na wysokości pola karnego. Piłka zostaje wrzucona w pole karne, przedłużona głową trafia do Carlosa Tenorio, który również głową kieruje ją do siatki. Sensacja! Ekwador obejmuje prowadzenie w tym spotkaniu!
Gol dla rywali podciął skrzydła polskiej husarii. Brakuje nam sił, dynamiki, kreatywności, takiego elementu zaskoczenia, o którym lubi wspominać Dariusz Szpakowski. Rywale natomiast są bardzo bliscy zdobycia drugiej bramki. Po akcji prawą stroną i szybkiej wymianie piłek z najbliższej odległości, w bramkę nie trafia Augustin Delgado. Polacy starają się, jak mogą. Najaktywniejsi z przodu są: Żurawski, Smolarek i Krzynówek. Niestety jedyne na co ich stać  to niecelne wrzutki w pole karne rywala oraz wspomniane wcześniej stałe fragmenty gry. Piłka jednak nie znalazła drogi do bramki po żadnym z rzutów wolnych i rożnych, wykonywanych przez naszych reprezentantów. Nie była nawet blisko. W pierwszej połowie Polacy nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę, strzeżoną przez Morę. 
Na drugą połowę oba zespoły wychodzą bez zmian w składzie. Polacy zaczynają jednak grać znacznie lepiej. Szybko okazało się, że kluczem do bramki rywala mogą być prostopadłe podania do wybiegających skrzydłami Euzebiusza Smolarka i Jacka Krzynówka. Taki też jest pomysł Pawła Janasa na drugą połowę. Mirosław Szymkowiak zagrywa prostopadłą piłkę do "Krzynia", który umieszcza ją w siatce. Gol zdobyty prawidłowo, jednak sędzia dopatrzył się spalonego. Katastrofalny błąd sędziego, dostrzeżony został także przez komentatorów TVP. Tak na dobrą sprawę widzieli go wszyscy, za wyjątkiem arbitra Toru Kamikawy z Japonii. Chwilę później Polacy przeprowadzają bardzo podobną akcję. Jednak tym razem Jackowi Krzynówkowi zabrakło kilku centymetrów by opanować piłkę. W 57. minucie Maciej Żurawski wpada w pole karne. Jego strzał zostaje zablokowany. Za chwilę piłka trafia do Szymkowiaka, który zbyt długo zwleka ze strzałem i jego uderzenie także zostaje zablokowane. Dwie minuty później szybka kontra Polaków przynosi jedynie rzut rożny. "Biało-Czerwoni" mają jednak inicjatywę, są stroną dominującą na boisku i sprawiają wrażenie, jakby kontrolowali grę. Bramka wyrównująca wisi w powietrzu.
68. minucie trener Paweł Janas decyduje się wprowadzić Ireneusza Jelenia za Radosława Sobolewskiego. Polacy zostali więc ustawieni bardziej ofensywnie. Taktykę 4-5-1 zastępuje 4-4-2. Bardzo groźną sytuację „Biało-Czerwoni” stwarzają w 74. minucie. Mirosław Szymkowiak zagrywa długą piłkę do wybiegającego Jacka Krzynówka. Ten ładne wrzuca w pole karne, ale obrońcy rywali są szybsi od Ireneusza Jelenia. 
Prawdziwy dramat ma miejsce w 82. minucie.  Ekwador, mimo optycznej przewagi Polaków, zdobywa drugą bramkę. Po nieudanej pułapce ofsajdowej, aż dwóch napastników rywala znajduje się przed samym Arturem Borucem. Augustin Delgado kieruje piłkę do pustej bramki. W tym momencie stało się już jasne, kto będzie zwycięzcą tego spotkania, choć jak się okazało, tylko trochę szczęścia zabrakło by ten mecz jeszcze zremisować! Najpierw Ireneusz Jeleń, a potem Paweł Brożek, bombardowali bramkę rywali. Jeden trafił w słupek, drugi natomiast w spojenie słupka i poprzeczki. Niestety mecz zakończył się podobnie - jak pierwsze spotkanie przed czterema laty – porażką 0-2. 
Wynik ten poważnie zmniejszył szansę na wyjście z grupy A piłkarskich Mistrzostw Świata, Niemcy 2006. Analogii do meczu z Koreą było sporo. Polacy byli źle przygotowani fizycznie, wyraźnie "przetrenowani", brakowało im pomysłu na zagrożenie bramce rywala. Ale też, i to pragnę bardzo wyraźnie podkreślić, zabrakło szczęścia! Dzień po meczu, "Przegląd Sportowy" na pierwszej stronie umieścił napis - "Syndrom Korei". Podobnego porównaniu użył Maciej Żurawski w jednej z pomeczowych wypowiedzi. "Korea stanęła mi przed oczami. Jest chyba jeszcze za wcześnie na dokładne analizy, ale każdy widział, że nic nam się nie układało. Czy jesteśmy w formie? Jakbyśmy byli w formie, to byśmy dzisiaj wygrali 3:0. Muszę przyznać, że w meczu z Chorwacją ja osobiście czułem się lepiej. Nie ma sensu chować głowy w piasek, trzeba wyjść i powalczyć z Niemcami."
W kraju zapanowała fatalna atmosfera. Mało kto wierzył w awans, szczególnie dlatego, że w kolejnym meczu Reprezentacja Polski miała się zmierzyć z gospodarzami turnieju...


Ustawienie obu zespołów na początku spotkania.

Mistrzostwa Świata Niemcy 2006
Gelsenkirchen, 09.06.2012r.
Polska – Ekwador 0:2
Bramki: (C. Tenorio 24., Delagado 80.)
Polska: Artur Boruc - Marcin Baszczyński, Mariusz Jop, Jacek Bąk, Michał Żewłakow - Euzebiusz Smolarek, Radosław Sobolewski (68' Ireneusz Jeleń), Mirosław Szymkowiak, Arkadiusz Radomski, Jacek Krzynówek (78' Kamil Kosowski), Maciej Żurawski (84' Paweł Brożek).

Ekwador: Mora - De La Cruz, Hurtado (69' Guagua), Spinowa, Reasco - Mendez, E. Tenorio, Castillo, Valencia - C. Tenorio (65' Kaviedes), Delgado (83' Urrutia).


Żółte kartki: Euzebiusz Smolarek (36') - Ivan Hurtado (31'), Edison Mendez (70')

Widzów: 48 426.


Ciąg dalszy nastąpi...

MARCIN SZYMAŃSKI

wtorek, 21 sierpnia 2012

Dudek: Jakie pozasportowe czynniki zdecydowały o tym, że nie jadę do Niemiec?


„Jak usłyszałem nominacje, myślałem, że to żarty. Chciałem rzucić futbol w diabły. Nie mieć nic wspólnego z ludźmi kręcącymi się wokół piłki (…)Może kiedyś dowiem się, jakie pozasportowe czynniki zdecydowały o tym, że nie jadę do Niemiec. Czy jestem w szoku? Studzę się zimną wodą. Ciężko mi to wszystko zaakceptować. W ostatnich miesiącach mało grałem, fakt. Ale każdą szansę do występu traktowałem jako okazję do przygotowania się na mistrzostwa. Nie znajduję żadnego logicznego uzasadnienia decyzji trenera(...)Kto może mieć taki wpływ na Janasa, że zmienia kadrę? Nie chodzę za nim. Nie wiem, w jakim towarzystwie się obraca. Znam jednak środowisko piłkarskie i czasem się tego wstydzę. Czasem mi głupio, że w ogóle gram w piłkę. Wiem, jakie są układy i zależności między trenerami a agentami piłkarzy. W poniedziałek wieczorem chciałem skończyć z piłką mimo jeszcze rocznej umowy z Liverpoolem. – powiedział „Gazecie Wyborczej” Jerzy Dudek.
Decyzje personalne Pawła Janasa mocno wstrząsnęły środowiskiem piłkarskim i kibicami. Na absurdalne absencje świetnie zareagowały firmy, które reklamowali Tomaszowie: Kłos i Frankowski. Ten pierwszy zachęcał do kupowania środka przeciwbólowego. Etopiryna broniła się hasłem - "serce boli, głowa nie". Trzeba przyznać, że błyskotliwie wybrnęli z sytuacji. Firma bukmacherska Sportingbet, której twarzą był Franek, pisała: "Tomek, dziękujemy za mundial.Jesteśmy z Tobą". Jedynie Telekomunikacja Polska wykazała ignorancję i po obejrzeniu emitowanych spotów, można było odnieść wrażenie, że Jerzy Dudek będzie bronił bramki naszej reprezentacji na Mistrzostwach Świata w Niemczech.
Kilka dni po powołaniach, legendarny golkiper Liverpoolu gościł w programie Tomasza Lisa, "Co z tą Polską". Zaatakował wówczas mocno Selekcjonera. "Może kiedyś dowiem się, jakie pozasportowe czynniki zdecydowały o tym, że nie jadę do Niemiec" - rzekł bez ogródek. Dudek nie powiedział wprost tego co miał na myśli. Zasugerował jednak bardzo wyraźnie, że chodziło o układy z menadżerami piłkarzy. Występ zawodnika na mundialu znacznie zwiększał jego wartość, co w przypadku jego sprzedaży wiązało się z wyższą prowizją także dla jego agenta. To były niektóre z tych "pozasportowych czynników". Pozostałe, to w mojej opinii niechęć Janasa do niektórych piłkarzy (vide wymiana zdań z Tomaszem Frankowskim)
Najbardziej wygrany był menadżer Radosław Osuch, którego aż trzej podopieczni znaleźli się w kadrze na mundial (Boruc, Dudka, Brożek).Podobnie było w przypadku Grzegorza Bednarza. Dwóch jego klientów znalazło się w "dwudziestce trójce' (Szymkowiak i Gancarczyk). Z kolei Jarosław Kołakowski, przed laty dziennikarz, znany człowiek mediów, reprezentował interesy Mariusza Jopa i Radosława Sobolewskiego. Aby mogli on wszyscy coś ugrać, ich zawodnicy musieli jeszcze wystąpić na turnieju. Tutaj szczególną szansę mieli młodzi piłkarze. Paweł Brożek "dał dobrą zmianę" w spotkaniu z Ekwadorem, podobnie jak Jeleń. Boruc z kolei był jednym z najlepszych bramkarzy na turnieju.
Decyzje Janasa rzeczywiście zabolały kibiców. Dziś, po sześciu latach od Mistrzostw Świata w Niemczech, Tomasz Frankowski wciąż jest kluczową postacią polskiej ligi. Strzela jak na zawołanie, a swoim doświadczeniem i instynktem snajperskim może imponować niemal wszystkim zawodnikom w naszym kraju. Tym młodszym i tym starszym. Selekcjoner twierdził: 'na mundial nie jedzie się na zasługi".  Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by "Franek" był jokerem - wchodził na ostatnie minuty i rozstrzygał wyniki spotkań, tak jak czynił to w eliminacjach.Inaczej potoczyły się losy Jerzego Dudka. Jego następca na mundialu bronił tak dobrze, że stał się numerem jeden, także na kolejne: eliminacje i turniej. Boruc swą dyspozycją obronił kontrowersyjny wybór trenera. Jeśli zaś chodzi o Tomasza Kłosa... Formacja defensywna Reprezentacji Polski, w Niemczech zagrała bardzo słabo. Ale o tym już w następnych tekstach.

Mógł być na mundialu jokerem...

Analiza personalno-taktyczna spotkania Mistrzostw Świata z Ekwadorem wkrótce...

MARCIN SZYMAŃSKI

czwartek, 12 lipca 2012

Wielcy nieobecni Janasa: Dudek, Kłos i Frankowski!


Nastał dzień ogłoszenia kadry na mundial. 16. maja 2006r. w barze Champions w hotelu "Mariott" Paweł Janas miał ogłosić nazwiska szczęśliwców, którzy pojadą do Niemiec. Na medialnym celebrowaniu tego zdarzenia zależało szczególnie sponsorowi reprezentacji - Telekomunikacji Polskiej S.A. Imprezę miał poprowadzić Michał Olszański, rzecznik prasowy kadry.
Selekcjoner jak zwykle zjawił się przed czasem. Był na miejscu już kilkanaście minut przed rozpoczęciem transmisji.Towarzyszyła mu partnerka życiowa, Małgorzata Budzyńska. Janas i Olszański znaleźli się w ringu usytuowanym w centrum. Selekcjoner, w obecności rzecznika miał podać nazwiska kadrowiczów, którzy pojadą na mundial.
Zaczęli. Na planszy pojawiło się pięć nazwisk bramkarzy: Boruc, Dudek, Fabiański, Kowalewski, Kuszczak. Janas wskazał na: Boruca, Fabiańskiego i Kuszczaka. Salę ogarnęła konfuzja. Wszystkich kibiców reprezentacji w kraju i poza jego granicami, zapewne też. Olszański spytał, niczym Hubert Urbańskie w teleturnieju "Milionerzy" - Paweł, czy jesteś pewny? Napięcie rosło jednak z każdą minutą. Brakowało jedynie podkładu muzycznego z filmu "Szczęki". Chyba swój szczyt osiągnęło, z chwilą, gdy wśród nominowanych zabrakło Tomasza Frankowskiego.
Pamiętam jak dziś okładkę "Przeglądu Sportowego". Widniał na niej wielki napis "BEZ", a poniżej wymienieni zostali najwięksi nieobecni w historii polskiej piłki nożnej: Dudek, Kłos i Franek.O słynnej już okładce wspomniał także Roman Kołtoń w swojej książce "Prawda o Reprezentacji. Janas i Beenhakker". 
Faktem jest, że selekcjoner był bardzo lakoniczny w wyjaśnieniach, składanych dziennikarzom. To zawsze cechowało Janasa - brak otwartości na media. Spinał się w obecności kamer, jakby zamykał w sobie i ciężko było z niego wyciągnąć jakąkolwiek informację. Próbę uzyskania wyjaśnień i poznania motywacji człowieka, który ma przed sobą największą imprezę w życiu, podjęli dziennikarze Polsatu.
-Mam jeszcze jedno pytanie...Dlaczego w kadrze nie ma Tomka Frankowskiego? - zagaił Roman Kołtoń.
-Nie chcę za dużo mówić na ten temat. Tylko jedno- "Franek" nie wytrzymał psychicznie. Przecież dałem mu szansę z Litwą w Bełchatowie i z Wyspami Owczymi we Wronkach. W tym ostatnim meczu poprosił o zmianę, sygnalizując kontuzję.
Dalsze cytowanie Janasa mija się z celem. Zamykał się co raz bardziej w sobie, odpowiadał enigmatycznie i lakonicznie, nijak argumentując swoje wybory.


Gdzie jest "Franek" Łowca Bramek?
Janas nigdy nie przepadał za Frankowskim. Drażniła go jego mentalność, bezgraniczna szczerość, krytykanctwo. Tomkowi  nie straszne było powiedzieć, że uratował trenerowi posadę. Trafił w sedno, ale czy nie przepłacił tego brakiem nominacji na mundial?


Ciąg dalszy, przedstawiający kulisy wyborów Janasa i teorie piłkarzy oraz dziennikarzy, niebawem...

MARCIN SZYMAŃSKI

sobota, 2 czerwca 2012

Znów jedziemy na Mistrzostwa Świata. Awans kadry Janasa!



Pierwszymi samodzielnymi eliminacjami Pawła Janasa do wielkiego turnieju były kwalifikacje do Mistrzostw Świata w Niemczech  w 2006r. Tym razem pracę mógł zacząć z czystą kartą. Kadra uniknęła bowiem zawirowań ze zmianą osoby szkoleniowca.
Koniec roku 2003 i początek 2004 upłynął pod znakiem meczów towarzyskich Reprezentacji Polski. Zdołaliśmy pokonać w spektakularnym stylu Włochów 3:1 w Warszawie. Mecz ten był zarazem oficjalnym pożegnaniem wielokrotnego reprezentanta i kapitana, Jacka Zielińskiego. Wyższość "Biało-Czerwonych" musieli uznać także Serbowie. W meczu rozegranym w Płocku zwyciężyliśmy 4:3. Ponadto Polska zmierzyła się z Maltą (4:0), Litwą w Rabat (3:1), a także ze Słowenią (2:0) i Wyspami Owczymi (6:0).



Po tak znakomitej serii, przyszedł mały kryzys. Polacy przegrali z Amerykanami 0:1 i bezbramkowo zremisowali z Finlandią w Bydgoszczy. Tuż przed rozpoczęciem jednego z najpiękniejszych turniejów w historii - Euro 2004, zdołaliśmy pokonać przyszłego Mistrza Europy, Grecję, na stadionie im. Floriana Krygiera w Szczecinie. Oglądając to spotkanie, chyba nikt nie wierzył, że jedenastka prowadzona przez Otto Rehhagela zajdzie tak daleko.
Ostatnim testem przed wrześniowymi meczami eliminacyjnymi, była konfrontacja z Reprezentacją Danii. Zostaliśmy upokorzeni przez rywali, przegrywając na stadionie w Poznaniu 1:5. Styl "Biało-Czerwonych" przeraził nawet największych optymistów. Śmiało można powiedzieć, ze było to jedno z najsłabszych spotkań Reprezentacji Polski w historii.
Nastał czas eliminacji.Polacy już w pierwszym meczu zdołali zmazać plamę, pokonując w Belfaście Irlandię 3:0. Następnie przyszło im się zmierzyć z Anglią w Chorzowie. Stawialiśmy dzielnie opór, przegrywając zdołaliśmy doprowadzić, po pięknej bramce Macieja Żurawskiego do wyrównania. Niestety ostatecznie przegraliśmy 1:2. Przyznam jednak prawdę, że bramka "Magica" jest jedną z najpiękniejszych, jakie widziałem na polskich boiskach.



W październiku Reprezentacja Polski rozegrała w eliminacjach jeszcze dwa mecze wyjazdowe. W Wiedniu pokonała Austrię 3:1, a w Cardiff Walię 3:2. W obu pojedynkach piłkarze Janasa mogli mówić o sporym szczęściu, bowiem kluczowe gole zapewniające naszym komplet punktów padały w samych końcówkach spotkań. Wielka w tym rola jokera, którą pełnił Tomasz Frankowski.
Wiosnę "Biało-Czerwoni" zaczęli wyśmienicie. W Warszawie odnieśli bowiem jedno z największych zwycięstw w historii, 8:0 z Azerbejdżanem. Później pokonaliśmy Irlandię Północną 1:0, zdobywając w 87. minucie bramkę. Strzelił ją nie kto inny, jak Maciej Żurawski. W czerwcu w rewanżowym spotkaniu z Azerbejdżanem padł wynik 3:0 dla "Biało-Czerwonych". Jakże żenująco zachował się wówczas trener Azerów, Carlos Alberto Torres, uderzając sędziego w policzek. UEFA nie omieszkała nie wyciągnąć konsekwencji.
Wrześniowe mecze miały zadecydować o awansie, bowiem podopieczni Janasa przystąpili do nich z bardzo korzystnym rezultatem punktowym w tabeli. A zwycięstwa 3:2 z Austrią w Chorzowie i 1:0 z Walią w Warszawie przybliżyły naszą kadrę do bezpośredniego awansu bez konieczności rozgrywania baraży. W październiku Polacy zmierzyli się na Old Trafford w Manchesterze z Anglią. Mecz z Lwami Albionu zadecydować miał o pierwszej lokacie. "Biało-Czerwoni" przegrali 1:2, ale dzięki korzystnym rezultatom w innych grupach, zapewnili sobie bezpośredni awans z drugiego miejsc. Po raz drugi z rzędu mogliśmy się cieszyć, że nasza reprezentacja zagra na wielkim turnieju! Sukces piłkarze świętowali w studiu Telewizji Polski, oglądając spotkanie, którego rezultat był niezbędny do awansu!
Portal Kadra.pl pokusił się o takie podsumowanie pracy Pawła Janasa w eliminacjach MŚ 2006. "Na mecze eliminacyjne Paweł Janas powołał ponad 30 graczy, z których kluczową rolę pełnił kapitan Jacek Bąk, a także obok niego Jacek Krzynówek i Maciej Żurawski. Do tego dochodzili inni piłkarze – Marcin Baszczyński, Tomasz Rząsa, Kamil Kosowski, Mirosław Szymkowiak, Radosław Sobolewski. Szansę dostawali także piłkarze z kadry Engela – Tomasz Kłos, Radosław Kałużny i Michał Żewłakow, czy Tomasz Hajto. Do reprezentacji wchodzili wówczas na stałe Mariusz Lewandowski i Sebastian Mila. Na ostatnie mecze do kadry trafił także Euzebiusz Smolarek. W ataku obok Żurawskiego zwykle występował Grzegorz Rasiak, a rolę jego zmiennika pełnił „Franek Łowca Bramek”, czyli Tomasz Frankowski – strzelec siedmiu bramek w eliminacjach. W bramce do czasu występów w pierwszej jedenastce Liverpoolu stał Jerzy Dudek. Wraz z przyjściem Pepe Reiny i odstawienia Polaka na ławkę rezerwowych Janas postawił na Artura Boruca, który robił furorę w szkockiej Premier League." 
Faktem jest, że siłą tej reprezentacji byli głównie piłkarze krakowskiej Wisły, która podbijała wówczas Europę. I to jej będzie poświęcony następny tekst, na który serdecznie Państwa zapraszam!

MARCIN SZYMAŃSKI