Słowa Kazimierza Górskiego po przegranym Mundialu | ||
szczególnie zabolały Jerzego Engela |
Strona ta będzie prezentowała nieco starsze zdarzenia piłkarskie, częstokroć zapomniane albo tkwiące w świadomości jako mityczne, w celu przypomnienia czytelnikom pozytywnych chwil, doznań estetycznych, czasami także jednak sportowych dramatów, czy dreszczowców. Marcin Szymański
sobota, 24 marca 2012
„Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?”
wtorek, 20 marca 2012
"Po jednym meczu nie można popadać w depresję"
Godzina 20.30 czasu lokalnego - Jeonju World Cup Stadium i rywalizacja przegranych drużyn z pierwszej serii spotkań: Polski i Portugalii. Sędzią głównym tego spotkania jest Szkot, Hugh Dallas. Zaczynamy oczywiście od hymnów obu państw. Mazurek Dąbrowskiego tym razem odegrany z odtworzenia, w długości dwóch zwrotek. W trakcie tej doniosłej chwili zaczyna padać deszcz, który później przerodzi się w burzę monsunową.
Od początku
spotkania obie strony badają się, nie ma zdecydowanych akcji, raczej walka o
piłkę w środku pola, próby strzałów z jednej i drugiej strony; jednak bez
znaczącego zagrożenia. W 14. minucie szok w polskim zespole! Nic nie zapowiada
nieszczęścia, gdyż piłkę w środku pola wywalczył Olisadebe, uruchamia na lewej
stronie Kryszałowicza, ten z powrotem oddaje futbolówkę do "Oliego". Wślizgiem wyjaśnia
sytuację Fernando Couto. Portugalczyk zagrywa do Nuno Frechaut, ten podaje do
środka pola, gdzie jest Joao Pinto. Pomocnik Sportingu Lizbona dostrzega w polu
karnym Pedro Pauletę. Gracz PSG ogrywa w dziecinny sposób Tomasza Hajtę i strzela
mocno w krótki róg bramki Dudka. Golkiper Liverpoolu jest zmuszony sięgnąć do
siatki. 1:0 dla Portugalii i zaczynają się kłopoty w polskim zespole.
Chwilę po bramce strzelonej przez Portugalczyków, tracimy
także kluczowego zawodnika. Radosław Kałużny doznaje kontuzji i już w 16.
minucie zmuszony jest opuścić boisko. W jego miejsce na murawie, pojawia się Arkadiusz
Bąk. Obraz gry po straconej bramce nie zmienia się. Nadal trwa walka w środku
pola, mnożą się niedokładne zagrania. Wszystko to jest spowodowane burzą
tropikalną, która rozpętała się i mocno utrudnia konstruowanie jakichkolwiek
akcji. Polacy mimo wszystko próbują, ale najczęściej ich akcje nie są zakończone strzałem lub uderzenia są za słabe i niecelne.
"Oli" w meczu z Portugalczykami nie błyszczał. |
W drugiej połowie „Biało-Czerwoni” od samego początku rzucają
się do odrabiania strat. Jednak znów brakuje wykończenia akcji . W 57.
minucie dobra akcja polskiej drużyny. Piłkę z lewej strony dośrodkowuje Michał
Żewłakow, ta mija bramkarza Portugalii i spada pod nogi Olisadebe, który odgrywa ją do
Kryszałowicza. Napastnik Eintrachtu umieszcza głową futbolówkę w siatce naszych rywali.
1:1? Nie… Sędzia dopatrzył się faulu na bramkarzu FC Porto i gol nie zostaje uznany. Jednak akcja ta dała chwilową nadzieję na uratowanie dobrego wyniku w
tym spotkaniu.
Marzenia kończą się w 64. minucie meczu. Portugalczycy przeprowadzają
podręcznikowy kontratak. Piłkę wyprowadza Rui Costa, podaje na skrzydło do
Armando Petita, który oddaje ją Luisowi Figo. Pomocnik Realu Madryt dogrywa do
Paulety. Gooool! 2:0 dla podopiecznych Antonio Oilveiry. Polacy są w tragicznym
położeniu!
Próbujemy atakować, odsłaniamy się i… Tracimy kolejną
bramkę. Kto strzelcem? Oczywiście Pedro Palueta Resendes. 77 .minuta gry.
Napastnik Paris SG dostaje piłkę z głębi pola, niczym dziecko ogrywa Tomasza
Wałdocha i kompletuje hat-tricka. To trafienie definitywnie nas pogrąża.
Zrezygnowani zawodnicy Jerzego Engela praktycznie stanęli na boisku. Są rozbici,
bezradni, wypaleni. Chcą, by to spotkanie jak najprędzej się skończyło. W 87
.minucie dobija nas Rui Costa. Klasyczna kontra, Capucho ze skrzydła
dośrodkowuje płasko na 7. metr,
a akcję zamyka wślizgiem rozgrywający AC Milan. Jeszcze w doliczonym czasie gry
możemy stracić piątego gola, jednak piłkę z samej linii bramkowej wybija Piotr
Świerczewski.
Porażka 0:4 pozbawiła nas definitywnie szans na awans z
grupy D piłkarskich MŚ. Odważny pomysł selekcjonera na ustawienie systemem
4-3-3 nie sprawdził się. Dodatkowo, w "meczu o honor" nie mogą zagrać Piotr
Świerczewski, który obejrzał drugi żółty kartonik w tym turnieju, a także Radosław,
Kałużny, który musiał zejść z kontuzją łydki. Mecz ze Stanami Zjednoczonymi już
niebawem. Pytanie, jak zmotywować zespół po takiej porażce?
MŚ Korea –Japonia 2002
Jeonju, godz. 20.30
Portugalia – Polska 4:0 (Pauleta 14, 64, 77; Rui Costa 87)
Żółte kartki: Nuno Frechaut, Jorge Costa, Rui Jorge Oliveira
– Świerczewski, Arkadiusz Bąk
Sędzia: Hugh Dallas (Szkocja)
POLSKA:
Jerzy Dudek-Marek Koźmiński, Tomasz Wałdoch, Tomasz Hajto, Michał Żewłakow
(71-Tomasz Rząsa) – Piotr Świerczewski, Radosław Kałużny (16-Arkadiusz Bąk),
Jacek Krzynówek, Emanuel Olisadebe, Paweł Kryszałowicz, Maciej Żurawski
(56-Marcin Żewłakow); trener: Jerzy Engel
PORTUGALIA:
Baia- Frechaut (64-Beto), Jore Costa, Couto, Jorge-Conceicao (69-Capucho),
Petit, Bento, Pinto (60-Rui Costa), Figo, Pauleta; trener: Antonio Oliveira.
MATEUSZ BOROŃ
piątek, 16 marca 2012
„Nienawidzę, jak porażka nie wyzwala w was złości, normalnej sportowej złości”
Coś poszło nie tak... |
Spotkanie z Koreańczykami
przerosło „Biało-Czerwonych”.Tak psychicznie, jak i piłkarsko, co niestety bezlitośnie
zweryfikowało boisko w Pusan. Jak słusznie
zauważył nestor polskiego dziennikarstwa sportowego - Stefan Szczepłek, cała
taktyka Polaków sprowadzała się do wybijania piłki przez Jerzego Dudka na
połowę rywali, gdzie druga linia, miała strącać ją głową do wysuniętej dwójki
napastników: Emanuela Olisadebe i Pawła Kryszałowicza. Coś poszło jednak nie
tak...
Cały problem w tym, że Radosław
Kałużny nie wygrywał pojedynków główkowych. Jerzy Dudek wyznał później, że
owszem - taka taktyka funkcjonowała skutecznie w Liverpoolu, ale tylko dlatego, że mieli ku temu
odpowiednich wykonawców. Założeniem Polaków, było zrównanie się z drużyną Guusa
Hiddinka w waleczności i przewyższenie ich techniką. Niestety to tylko puste
słowa. Filmy dokumentalne pokazały, jak świetnie Holender przygotował zespół,
kładąc nacisk szkoleniowy na bezpośrednie pojedynki z przeciwnikiem. I to
wystarczyło, by spokojnie pokonać "Biało-Czerwonych."
Na chwilę uwagi, a właściwie
zadumy i głębszej refleksji zasługuje praca arbitrów w całym turnieju
Korea/Japonia 2002. Wyraźnie promowali gospodarzy, a ich największymi ofiarami
padli Włosi. Świetną analizę pracy sędziów przeprowadził David Yallop, w
książce "Kto wykiwał kibiców" Rzuca cień na machlojki FIFA. Czy praca
sędziów miała wpływ na porażkę Polaków w batalii z Koreą? Niebezpośredni. Jednak gospodarze mieli u arbitrów specjalne prawa. Powiem tak. Po
wielokrotnej, głębokiej analizie spotkania w Pusan, odniosłem wrażenie, że
Polakom nie byłoby nawet dane wygrać. Owszem, zawiedli od strony sportowej, technicznej,
motorycznej i mentalnej, ustępując pola gospodarzom. Jednak prewencja
sytuacyjna sędziów na boiskach w Korei i Japonii, to było coś obrzydliwego. Ileż razy na tym
turnieju, arbiter liniowy podnosił
chorągiewkę, sygnalizując pozycję spaloną dopiero wtedy, gdy było realne
zagrożenie bramki drużyny Hiddinka. Wyczekiwał, wahał się, starając nie dopuścić do
utraty gola przez Azjatów. Sędziowie Polakom nie ułatwiali. Bez
dwóch zdań. Maciej Żurawski, Piotr Świerczewski i Jerzy Engel czuli, że sędzia
Óscar Julián Ruiz Acosta jest pod wyraźną presją gospodarzy. Tak się czasem
zastanawiam, wspominając mecz Wisły Kraków z Panathinaikosem Ateny, jak bardzo
sędziowie zniszczyli karierę Jerzemu Engelowi (pamiętny nieuznany gol Marka
Penksy, przez sędziego Rileya, który mógł przesądzić wynik meczu i zadecydować
o historycznym awansie do Ligi Mistrzów).
Publikacja rzucająca światło na machlojki FIFA |
Óscar Julián Ruiz Acosta, z
wykształcenia prawnik
|
Przegrana w meczu otwarcia z
Koreańczykami, postawiła Polaków pod ścianą, wymuszając konieczność pokonania w
następnym spotkaniu Portugalczyków. Jerzy Engel postanowił zaskoczyć ekipę
António Oliveiry i zagrać ustawieniem 4-3-3. Na środku obrony mieli wystąpić:
Tomasz Hajto i Tomasz Wałdoch, na bokach: Koźmiński z Żewłakowem. Cały szkopuł
jednak w tym, że Marek (dotychczasowy lewy obrońca, został desygnowany do gry
na prawej stronie). W pomocy mieli zagrać: Krzynówek, Kałużny, Świerczewski, a
trójkę napastników stanowić: Olisadebe, Kryszałowicz i Żurawski. Jeszcze przed
tym spotkaniem, wiceprezes PZPN, Henryk Apostel domagał się kilku zmian w
składzie. Trener Reprezentacji Polski zaufał jednak starej gwardii i na nią
postawił. To zawsze cechowało Engela-przywiązanie i zaufanie do swoich
piłkarzy. Z nimi odniósł sukces i przeżył porażki. Miał nadzieję że, wyszarpią
Portugalczykom zwycięstwo i wrócą tym samym do gry o awans. No właśnie. Jednak,
jako świetny psycholog widział zarówno, że zawodnicy nie radzą sobie z presją, że czują
się wypaleni, bezsilni. Podczas jednej z odpraw grzmiał: "Nienawidzę jak
porażka nie wyzwala w was złości, normalnej sportowej złości(...)Tej złości już
nie ma, a bez niej nie wygramy pół meczu" Obecny dyrektor do spraw
szkolenia trafił w sedno. Widział w oczach swoich podopiecznych strach i
mentalne pogodzenie się z wielką przegraną na Turnieju.
Nadszedł dzień starcia z
Portugalią. 13.30. czasu polskiego, Jeonju World Cup Stadium w Dzondzu. Nie można
tutaj nie wspomnieć o deszczu, mitycznej już ulewie, w jakiej przyszło grać obu
drużynom. Nie chcę być posądzonym o zbytni patos, ale do dnia dzisiejszego
uważam, że niebiosa płakały po "Biało-Czerwonych". Ależ, jakie to były
opady - rzekłby w TVN Meteo Tomasz Zubilewicz. Prawdę mówiąc, ten ciepły
tropikalny deszcz, uwalniający zapach azjatyckiej roślinności, to jest coś,
czego nie zapomni się do końca życia. Dodawał całej rywalizacji pikanterii i
smaczku, z racji utrudnionych warunków dla obu drużyn. Dziewięć lat później,
dzień przed meczem w Nikozji - Apoelu z krakowską Wisłą, Mateusz Borek porównał
tamtejszą ulewą do cypryjskiej...
Jeonju World Cup Stadium
|
Ciąg dalszy nastąpi...
MARCIN SZYMAŃSKI
czwartek, 8 marca 2012
"Gdybyście zagrali przeciwko 54 000 nie widziałbym szans, ale gracie tylko przeciwko 11 Koreańczykom"
Dariusz Szpakowski mniej więcej w taki sposób
przedstawił kibicom skład Koreańczyków.
Nawet nieźle sobie z tym zazwyczaj radzi
(materiał z innego meczu).
przedstawił kibicom skład Koreańczyków.
Nawet nieźle sobie z tym zazwyczaj radzi
(materiał z innego meczu).
Pierwszy mecz na Mistrzostwach Świata w Korei.
Czwarty dzień czerwca 2002 roku. Godzina 20.30 czasu lokalnego. Sędzia z
Kolumbii, Oscar Ruiz gwiżdże po raz pierwszy.
Od środka boiska grę rozpoczynają Jacek Bąk i Tomasz Wałdoch.
Chwilę później ten drugi kieruje futbolówkę w pole karne Koreańczyków, gdzie
znalazło się pięciu zawodników w biało-czerwonych barwach. Akcja zakończyła się
interwencją bramkarza gospodarzy, Lee
Won Jae, jednak była to zapowiedź tego, iż Polacy mają ochotę rzucić się na
rywala, grać wysoko pressingiem, nie pozwolić Azjatom rozwinąć skrzydeł.
W trzeciej minucie kolejna szansa zawodników Jerzego Engela. Szybkie wyjście z
własnej połowy, Marek Koźmiński
podaje do Olisadebe, ten znakomicie
dostrzega wychodzącego na czystą pozycję Krzynówka. Jacek, mając piłkę na swojej lepszej, lewej nodze uderza ją w
stronę bramki. Robi to jednak bardzo nieskutecznie i piłka mija siatkę Korei.
Była to najlepsza sytuacja do tego, by prowadzić 1:0.
Piąta minuta i kolejna akcja Polaków. Piłkę z lewej strony
boiska dośrodkowuje Piotr Świerczewski,
dopada do niej Maciej Żurawski.
Próbuje uderzać z dość ostrego kąta, ale bardziej wygląda to na pass w stronę
Marka Koźmińskiego, który nie dał rady zamknąć tej akcji. Gra naszej kadry
wygląda bardzo dobrze, gramy wysoko, nie pozwalamy gospodarzom na wyjście z
własnej połowy, jednak brakuje celnego strzału na bramkę Korei. Chwilę później Olisadebe dostaje długą piłkę od Tomasza Hajty, ale nie daje sobie rady
z trzema zawodnikami gospodarzy.
Od 20 minuty do głosu dochodzą gospodarze. Strzał Yoo Sang-Chula mija bramkę strzeżoną
przez Jerzego Dudka. Było to
pierwsze, tak groźne ostrzeżenie dla naszych zawodników. Po paru minutach było już jednak 1:0 dla Korei. Na wysokości
pola karnego aut wykonywali gospodarze, futbolówka znalazła się pod nogami Lee Eul-Younga, dośrodkował on w
„szesnastkę”, nasi obrońcy zapomnieli o wbiegającym Hwang Sun-Hongu, a ten nie dał szans bramkarzowi Liverpoolu. Szał
na trybunach, a dla polskich graczy zimny prysznic, po bardzo udanym pierwszym
kwadransie. Było widać, że włożyli od początku meczu sporo sił w grę i
niestety, nie wytrzymywali tempa, które sami narzucili. Azjaci zaś zaczęli się niebezpiecznie rozkręcać. Minuta 38.
i znów piłka w polskiej bramce. Gol jednak nie został uznany, gdyż Seol Ki-Hyeon był na spalonym. Do przerwy rezultat 1:0 dla gospodarzy.
"Przespaliśmy pierwszą połowę(...)"
Od początku drugiej połowy Jerzy Engel desygnuje do gry
Pawła Kryszyałowicza w miejsce kompletnie niewidocznego Macieja Żurawskiego.
Pięć minut po wznowieniu gry plac gry z powodu kontuzji musi opuścić Jacek Bąk,
w jego miejsce wchodzi Tomasz Kłos.
54 minuta gry – dla nas tragiczna. Bezsensowna strata w
środku pola, Tomasz Hajto nie nadąża za Yoo
Sang-Chulem, ten mocno uderza z 20
metrów, a piła po rękach Dudka wpada do polskiej siatki.
Koniec marzeń o dobrym wyniku w tym meczu. Polacy po tej bramce wyraźnie się
załamali. Trener Engel próbował jeszcze ratować sytuację wpuszczając na boisko
trzeciego napastnika - Marcina Żewłakowa,
który zmienił Radosława Kałużnego. Nic to jednak nie dało, a gospodarze mieli jeszcze kilka
szans na podwyższenie rezultatu, jednak kończyli akcję niecelnym strzałem, albo
na posterunku był Jerzy Dudek.
Porażka z gospodarzami turnieju bardzo skomplikowała naszą
sytuację w grupie D. Aby mieć nadzieję na awans trzeba było wygrać
dwa kolejne spotkania: z Portugalią i USA. Czasu na poprawienie gry mało, a
problemów coraz więcej…
Mistrzostwa Świata Korea Płd./ Japonia 2002
Pusan, godz. 20.30.
Sędzia: Oscar Ruiz (Kolumbia)
Widzów: 56 tysięcy.
Korea Płd – Polska 2:0 (bramki: Hwang Sun-Hong, 27min; Yoo
Sang-Chul 54min.)
Żółte kartki: Park Ji Sung – Świerczewski, Krzynówek, Hajto.
Polska: Dudek – Hajto, Bąk (50-Kłos), Wałdoch, Michał
Żewłakow – Koźmiński, Kałużny (64-Marcin Żewłakow), Świerczewski, Krzynówek – Żurawski (46-Kryszałowicz), Olisadebe.
Korea: Lee Woon-Jae - Choi
Jin-Cheul, Hong Myung-Bo, Kim Tae-Young - Song Chong-Gug, Kim Nam-Il, Yoo
Sang-Chul (62-Lee Chun-Soo), Lee Eul-Yong, Park Ji-Sung - Hwang Sun-Hong
(50-Ahn Jung-Hwan), Seol Ki-Hyeon (90-Cha Doo-Ri)
MATEUSZ BOROŃ
MATEUSZ BOROŃ
piątek, 2 marca 2012
Drogi "Oli"! Strzel Korei kilka goli!
W dniu meczu z Koreą "Przegląd Sportowy" zatytułował: pierwszą stronę: "Drogi "Oli", strzel Korei kilka goli!" |
Przygotowania do Turnieju w Korei i Japonii przerosły wszystkich - media, piłkarzy, kibiców, sztab szkoleniowy. Tymczasem zbliżał się nieubłaganie termin pierwszego spotkania z gospodarzami. Jerzy Engel obejrzał Koreańczyków po raz pierwszy w akcji na żywo 26. maja 2002r., w towarzyskiej batalii z Francuzami, w Suwon. Piłkarze Hiddinka przegrali, ale postawili mistrzom świata bardzo wysoko poprzeczkę. To nie był przypadek, tak jak wcześniejszy remis z Anglikami, czy rozgromienie Szkotów.
"Panowie, co Wy z tym strachem? Owszem Korea dobrze wygląda na tle Francji, ale nasza drużyna na tle Mistrzów Świata, nie wypadałaby gorzej" Ten słynny cytat wygłosił trener Engel dziennikarzom po meczu w Suwon. Poniekąd miał rację! Francuzi na Mundialu w 2002r. nie zdobyli nawet bramki.
Nadszedł dzień meczu z Gospodarzami. Godzinny przedpołudniowe czasu polskiego. Miliony widzów przed telewizorami, wszyscy zjednoczeni w jednym pragnieniu - zwycięstwie "Biało-Czerwonych. Niektórzy rezerwowali sobie w tym dniu urlopy na miesiące przed rozpoczęciem turnieju. Transmisję przeprowadzały w Polsce dwie telewizje: TVP i Polsat. W końcu nadszedł oczekiwany moment. Arbiter wyprowadza obie jedenastki na stadionie w Busan. Hymny narodowe obu państw!
Chciałbym powiedzieć, że komentatorzy Polsatu mieli rację. Prawda jest taka, że z pozycji trybun nic nie było słychać. Zupełnie nic. Trochę lepiej sytuacja wyglądała na murawie. Konfuzja malująca się na twarzy Prezydenta Kwaśniewskiego spowodowana była najzwyczajniej w świecie tym, że nagłośnienie było słabo słyszalne - błąd techniczny oraz wrzawa koreańskich kibiców. Dopiero przekaz telewizyjny ujawnił prawdę - Edyta Górniak rzeczywiście pomyliła brawurę i nowatorstwo z kiczem. Jedna z naszych najlepszych piosenkarek w historii zawiodła. Wykonanie hymnu było powolne, melancholijne, bez energii i żywiołu. Zaskoczyło konserwatywnych Polaków, nie przyzwyczajonych do oryginalności i awangardy. Oglądałem ostatnio mecz NBA All-Star Game i po
mimo znacznie wolniejszego wykonania hymnu Kanady oraz USA, nikt nie był zdziwiony, a cały aranż spotkał się z aprobatą. Polacy jednak doznali szoku, mając w pamięci wspaniały głos Marka Torzewskiego, który niósł Polaków do boju- dosłownie i w przenośni I będzie to jeszcze robił przez lata.
Rzeczywiście wrzawa koreańskich kibiców, to jest coś co pamięta się do końca życia. Jeszcze przed meczem, Jerzy Engel, jak przystało na znakomitego psychologa i motywatora, przestrzegał, że fani Reprezentacji Korei zaczynają krzyczeć, już wtedy, gdy ich piłkarz jest w posiadaniu piłki. To nie jest tożsame z zagrożeniem pod naszą bramką! Tych rad i wskazówek trenera, ukazanych w filmie dokumentalnym Tomasza Smokowskiego było od groma. Pamiętam, gdy podczas jednej z odpraw napisał na tablicy słowo: "Korea". Po czym uderzył w nią, a ta obróciła się, pod takim kątem, że nazwa naszego rywala, zniknęła. "Była Korea i nie ma Korei!I wy także sobie z nią poradzicie. Pamiętam także jak dziś, że Jerzy Engel kazał piłkarzom zaraz po przebudzeniu każdego dnia powtarzać frazę: "Jeszcze Polska nie przegrała, póki my żyjemy". Trzeba oddać ówczesnemu Selekcjonerowi, że na tle polskich trenerów jeszcze długo będzie stanowił wzór pracy związanej z przygotowaniem mentalnym. Jestem świadom, że zdanie to brzmi nieco prowokacyjnie, w kontekście późniejszych wyników i tego, że Tomasz Hajto wyznał, że owy turniej ich przerósł psychicznie. Jednak, gdy przypomnę sobie, że obecny szkoleniowiec Polski, Franciszek Smuda, zapytany o konieczność zatrudnienia w sztabie psychologa, odparł: "Nie widzę wariatów w drużynie", to tym bardziej upieram się przy swojej tezie.
Ciąg dalszy niebawem...
MARCIN SZYMAŃSKI
Subskrybuj:
Posty (Atom)