sobota, 24 marca 2012

„Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?”

 Słowa Kazimierza Górskiego po przegranym Mundialu

        szczególnie zabolały Jerzego Engela


Przegrana "Biało-Czerwonych" z Portugalią przekreśliła szansę na wyjście z grupy D piłkarskich Mistrzostw Świata Korea/Japonia 2002. Jerzy Engel, w wywiadzie dla Polsatu Sport, tak scharakteryzował pomeczowe ekspresje: "Właśnie byłem w szatni, gdzie panowała niesamowita cisza. Każdy z zawodników trzymał głowę między kolanami, rozliczał się z samym sobą(...) Mój sztab wykonał wielką robotę. Tak, zrobiliśmy, wszystko co możliwe. Wszystko, to nie znaczy, że byliśmy mocni."
Reprezentacja Polski, a w szczególności jej trener, znaleźli się w ogniu krytyki mediów i kibiców. W swoim knajackim, chamskim stylu krzyczał także publicznie Jan Tomaszewski. Od tamtej pory do teraz, nie zmieniło się nic. Popularny "Janek" napędza się krytyka rzeczywistości. Zawsze jest na 'nie', a poziom debaty publicznej zdewaluował do formy populizmu, przybierającego formę co raz to kolejnych, wymyślanych naprędce grepsów. Myślę jednak, że prawdziwym ciosem w Engela były  słowa wypowiedziane przez Ś.P. Kazimierza Górskiego. "Skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?".  Ta krytyka, to coś więcej niż demagogia populisty Tomaszewskiego. To odpowiedź, na brak przyznania się do błędów trenera, w wywiadzie dla TVP. Teraz, z perspektywy czasu mógłbym porównać to do sytuacji, w której Lech Wałęsa odmówił spotkania Barackowi Obamie, podczas jego wizyty w Polsce. To jest jednak ikona, człowiek, który zapoczątkował obalenie komunizmu w całej Europie. Tak, jak Obamę zabolała postawa Wałęsy, tak wtedy Engela poruszyła wypowiedź człowieka, który zdobył III. miejsce na MŚ w 1974r.
Osoba ówczesnego szkoleniowca podzieliła wówczas media. Roman Kołtoń w swej książce "Prawda o Reprezentacji. Korea i nie tylko..." opisuje kultową już sprzeczkę z Dariuszem Szpakowskim. Dwa dni po meczu z Portugalią, kiedy dziennikarz Polsatu, w obecności redakcyjnego kolegi, Pawła Wójcika, szukał w internecie cytatów Jerzego Engela sprzed Turnieju, natknął się na rozwścieczonego Darka Szpakowskiego. "Szpak" twierdził, że Polsat za wszelką cenę chce zwolnić trenera, a w szczególności kierował te słowa do Mateusza Borka. Cała sytuacja o mało nie skończyła się "solo" między obydwoma panami. Kulisy całej dziennikarskiej potyczki  opisane zostały w książce, której tytuł podałem powyżej. Dziś, po latach dwaj najwybitniejsi komentatorzy całą sytuację wspominają z przymrużeniem oka. Znają się, lubią i szanują, jedzą razem obiady, pijają kawę. Prawdę mówiąc, wspominając całą sytuację z perspektywy lat, dostrzegam u Matiego Borka inklinacje do "zwalniania trenerów". Może brzmi to naiwnie, ale niechęć komentatora Polsatu do niektórych zagranicznych szkoleniowców w polskiej lidze jest zatrważająca. Czy "Szpak" trafił w sedno?

Grzmieć zaczęło także na linii: Mateusz Borek - Selekcjoner. Podczas konferencji prasowej w ośrodku Tedzon, gdzie Engel odpowiadał na pytania dotyczące starcia z Portugalczykami, padły kultowe słowa: „Panie Mateuszu, o piłce to my możemy porozmawiać, jak pan się nauczy odróżniać kopanie piłki od kopania ludzi."
Kończąc temat wojen i wojenek polsko-polskich na ziemi koreańskiej, wypada znów wspomnieć o Janie Tomaszewskim. Niestety. Zasłużył na odrębny akapit. Zanim zdewastował w swych ustach Engela i zniszczył jego wizerunek, trzęsąc się przy tym delirycznie, wystosował także ciężką artylerię przeciwko Bońkowi (ówczesnemu szefowi sztabu). „Człowiek, który zatrzymał Anglię” postanowił przerzucić część odpowiedzialności na Zibiego. Nie szczędził słów. Zarzucał mu niedopilnowanie wielu spraw, bierność, brak ingerencji. W końcu Boniek nie wytrzymał tego populistycznego bełkotu i zaproponował krzykaczowi pojedynek – „dwie minuty po pięć rund na ekstra warunkach”. Bynajmniej nie - słowny. Niestety ( a może na szczęście) „Tomek” odrzucił propozycję. Może teraz - po latach, obaj panowie spróbują sił w mieszanych sztukach walki?

               

     Ciąg dalszy niebawem... 
  
 MARCIN SZYMAŃSKI

wtorek, 20 marca 2012

"Po jednym meczu nie można popadać w depresję"



Godzina 20.30 czasu lokalnego - Jeonju World Cup Stadium i rywalizacja przegranych drużyn z pierwszej serii spotkań: Polski i Portugalii. Sędzią głównym tego spotkania jest Szkot, Hugh Dallas. Zaczynamy oczywiście od hymnów obu państw. Mazurek Dąbrowskiego  tym razem odegrany z odtworzenia, w długości dwóch zwrotek. W trakcie tej doniosłej chwili zaczyna padać deszcz, który później przerodzi się w burzę monsunową.
Od początku spotkania obie strony badają się, nie ma zdecydowanych akcji, raczej walka o piłkę w środku pola, próby strzałów z jednej i drugiej strony; jednak bez znaczącego zagrożenia. W 14. minucie szok w polskim zespole! Nic nie zapowiada nieszczęścia, gdyż piłkę w środku pola wywalczył Olisadebe, uruchamia na lewej stronie Kryszałowicza, ten z powrotem oddaje futbolówkę do "Oliego". Wślizgiem wyjaśnia sytuację Fernando Couto. Portugalczyk zagrywa do Nuno Frechaut, ten podaje do środka pola, gdzie jest Joao Pinto. Pomocnik Sportingu Lizbona dostrzega w polu karnym Pedro Pauletę. Gracz PSG ogrywa w dziecinny sposób Tomasza Hajtę i strzela mocno w krótki róg bramki Dudka. Golkiper Liverpoolu jest zmuszony sięgnąć do siatki. 1:0 dla Portugalii i zaczynają się kłopoty  w polskim zespole.
Chwilę po bramce strzelonej przez Portugalczyków, tracimy także kluczowego zawodnika. Radosław Kałużny doznaje kontuzji i już w 16. minucie zmuszony jest opuścić boisko. W jego miejsce  na murawie, pojawia się Arkadiusz Bąk. Obraz gry po straconej bramce nie zmienia się. Nadal trwa walka w środku pola, mnożą się niedokładne zagrania. Wszystko to jest spowodowane burzą tropikalną, która rozpętała się i mocno utrudnia konstruowanie jakichkolwiek akcji. Polacy mimo wszystko próbują, ale najczęściej ich akcje nie są zakończone strzałem lub uderzenia są za słabe i niecelne.

"Oli" w meczu z Portugalczykami nie błyszczał.

W drugiej połowie „Biało-Czerwoni” od samego początku rzucają się do odrabiania strat. Jednak znów brakuje wykończenia akcji . W 57. minucie dobra akcja polskiej drużyny. Piłkę z lewej strony dośrodkowuje Michał Żewłakow, ta mija bramkarza Portugalii i spada pod nogi Olisadebe, który odgrywa ją do Kryszałowicza. Napastnik Eintrachtu umieszcza głową futbolówkę w siatce naszych rywali. 1:1? Nie… Sędzia dopatrzył się faulu na bramkarzu FC Porto i gol nie zostaje uznany. Jednak akcja ta dała chwilową nadzieję na uratowanie dobrego wyniku w tym spotkaniu.
Marzenia kończą się w 64. minucie meczu. Portugalczycy przeprowadzają podręcznikowy kontratak. Piłkę wyprowadza Rui Costa, podaje na skrzydło do Armando Petita, który oddaje ją Luisowi Figo. Pomocnik Realu Madryt dogrywa do Paulety. Gooool! 2:0 dla podopiecznych Antonio Oilveiry. Polacy są w tragicznym położeniu!
Próbujemy atakować, odsłaniamy się i… Tracimy kolejną bramkę. Kto strzelcem? Oczywiście Pedro Palueta Resendes. 77 .minuta gry. Napastnik Paris SG dostaje piłkę z głębi pola, niczym dziecko ogrywa Tomasza Wałdocha i kompletuje hat-tricka. To trafienie definitywnie nas pogrąża. Zrezygnowani zawodnicy Jerzego Engela praktycznie stanęli na boisku. Są rozbici, bezradni, wypaleni. Chcą, by to spotkanie jak najprędzej się skończyło. W 87 .minucie dobija nas Rui Costa. Klasyczna kontra, Capucho ze skrzydła dośrodkowuje płasko na 7. metr, a akcję zamyka wślizgiem rozgrywający AC Milan. Jeszcze w doliczonym czasie gry możemy stracić piątego gola, jednak piłkę z samej linii bramkowej wybija Piotr Świerczewski.
Porażka 0:4 pozbawiła nas definitywnie szans na awans z grupy D piłkarskich MŚ. Odważny pomysł selekcjonera na ustawienie systemem 4-3-3 nie sprawdził się. Dodatkowo, w "meczu o honor" nie mogą zagrać Piotr Świerczewski, który obejrzał drugi żółty kartonik w tym turnieju, a także Radosław, Kałużny, który musiał zejść z kontuzją łydki. Mecz ze Stanami Zjednoczonymi już niebawem. Pytanie, jak zmotywować zespół po takiej porażce?

 
MŚ Korea –Japonia 2002
Jeonju, godz. 20.30

Portugalia – Polska 4:0 (Pauleta 14, 64, 77; Rui Costa 87)
Żółte kartki: Nuno Frechaut, Jorge Costa, Rui Jorge Oliveira – Świerczewski, Arkadiusz Bąk
Sędzia: Hugh Dallas (Szkocja)
POLSKA: Jerzy Dudek-Marek Koźmiński, Tomasz Wałdoch, Tomasz Hajto, Michał Żewłakow (71-Tomasz Rząsa) – Piotr Świerczewski, Radosław Kałużny (16-Arkadiusz Bąk), Jacek Krzynówek, Emanuel Olisadebe, Paweł Kryszałowicz, Maciej Żurawski (56-Marcin Żewłakow); trener: Jerzy Engel

PORTUGALIA: Baia- Frechaut (64-Beto), Jore Costa, Couto, Jorge-Conceicao (69-Capucho), Petit, Bento, Pinto (60-Rui Costa), Figo, Pauleta; trener: Antonio Oliveira.

MATEUSZ BOROŃ

piątek, 16 marca 2012

„Nienawidzę, jak porażka nie wyzwala w was złości, normalnej sportowej złości”

Coś poszło nie tak...

Spotkanie z Koreańczykami przerosło „Biało-Czerwonych”.Tak psychicznie, jak i piłkarsko, co niestety bezlitośnie zweryfikowało boisko w Pusan.  Jak słusznie zauważył nestor polskiego dziennikarstwa sportowego - Stefan Szczepłek, cała taktyka Polaków sprowadzała się do wybijania piłki przez Jerzego Dudka na połowę rywali, gdzie druga linia, miała strącać ją głową do wysuniętej dwójki napastników: Emanuela Olisadebe i Pawła Kryszałowicza. Coś poszło jednak nie tak...
Cały problem w tym, że Radosław Kałużny nie wygrywał pojedynków główkowych. Jerzy Dudek wyznał później, że owszem - taka taktyka funkcjonowała skutecznie w Liverpoolu, ale tylko dlatego, że mieli ku temu odpowiednich wykonawców. Założeniem Polaków, było zrównanie się z drużyną Guusa Hiddinka w waleczności i przewyższenie ich techniką. Niestety to tylko puste słowa. Filmy dokumentalne pokazały, jak świetnie Holender przygotował zespół, kładąc nacisk szkoleniowy na bezpośrednie pojedynki z przeciwnikiem. I to wystarczyło, by spokojnie pokonać "Biało-Czerwonych."
Na chwilę uwagi, a właściwie zadumy i głębszej refleksji zasługuje praca arbitrów w całym turnieju Korea/Japonia 2002. Wyraźnie promowali gospodarzy, a ich największymi ofiarami padli Włosi. Świetną analizę pracy sędziów przeprowadził David Yallop, w książce "Kto wykiwał kibiców" Rzuca cień na machlojki FIFA. Czy praca sędziów miała wpływ na porażkę Polaków w batalii z Koreą? Niebezpośredni. Jednak gospodarze mieli u arbitrów specjalne prawa. Powiem tak. Po wielokrotnej, głębokiej analizie spotkania w Pusan, odniosłem wrażenie, że Polakom nie byłoby nawet dane wygrać. Owszem, zawiedli od strony sportowej, technicznej, motorycznej i mentalnej, ustępując pola gospodarzom. Jednak prewencja sytuacyjna sędziów na boiskach w Korei i Japonii, to było coś obrzydliwego. Ileż razy na tym turnieju, arbiter liniowy podnosił  chorągiewkę, sygnalizując pozycję spaloną dopiero wtedy, gdy było realne zagrożenie bramki drużyny Hiddinka. Wyczekiwał, wahał się, starając nie dopuścić do utraty gola przez Azjatów. Sędziowie Polakom nie ułatwiali. Bez dwóch zdań. Maciej Żurawski, Piotr Świerczewski i Jerzy Engel czuli, że sędzia Óscar Julián Ruiz Acosta jest pod wyraźną presją gospodarzy. Tak się czasem zastanawiam, wspominając mecz Wisły Kraków z Panathinaikosem Ateny, jak bardzo sędziowie zniszczyli karierę Jerzemu Engelowi (pamiętny nieuznany gol Marka Penksy, przez sędziego Rileya, który mógł przesądzić wynik meczu i zadecydować o historycznym awansie do Ligi Mistrzów).
Publikacja rzucająca światło na machlojki FIFA


Óscar Julián Ruiz Acosta, z wykształcenia prawnik

Przegrana w meczu otwarcia z Koreańczykami, postawiła Polaków pod ścianą, wymuszając konieczność pokonania w następnym spotkaniu Portugalczyków. Jerzy Engel postanowił zaskoczyć ekipę António Oliveiry i zagrać ustawieniem 4-3-3. Na środku obrony mieli wystąpić: Tomasz Hajto i Tomasz Wałdoch, na bokach: Koźmiński z Żewłakowem. Cały szkopuł jednak w tym, że Marek (dotychczasowy lewy obrońca, został desygnowany do gry na prawej stronie). W pomocy mieli zagrać: Krzynówek, Kałużny, Świerczewski, a trójkę napastników stanowić: Olisadebe, Kryszałowicz i Żurawski. Jeszcze przed tym spotkaniem, wiceprezes PZPN, Henryk Apostel domagał się kilku zmian w składzie. Trener Reprezentacji Polski zaufał jednak starej gwardii i na nią postawił. To zawsze cechowało Engela-przywiązanie i zaufanie do swoich piłkarzy. Z nimi odniósł sukces i przeżył porażki. Miał nadzieję że, wyszarpią Portugalczykom zwycięstwo i wrócą tym samym do gry o awans. No właśnie. Jednak, jako świetny psycholog widział zarówno, że zawodnicy nie radzą sobie z presją, że czują się wypaleni, bezsilni. Podczas jednej z odpraw grzmiał: "Nienawidzę jak porażka nie wyzwala w was złości, normalnej sportowej złości(...)Tej złości już nie ma, a bez niej nie wygramy pół meczu" Obecny dyrektor do spraw szkolenia trafił w sedno. Widział w oczach swoich podopiecznych strach i mentalne pogodzenie się z wielką przegraną na Turnieju.
Nadszedł dzień starcia z Portugalią. 13.30. czasu polskiego, Jeonju World Cup Stadium w Dzondzu. Nie można tutaj nie wspomnieć o deszczu, mitycznej już ulewie, w jakiej przyszło grać obu drużynom. Nie chcę być posądzonym o zbytni patos, ale do dnia dzisiejszego uważam, że niebiosa płakały po "Biało-Czerwonych". Ależ, jakie to były opady - rzekłby w TVN Meteo Tomasz Zubilewicz. Prawdę mówiąc, ten ciepły tropikalny deszcz, uwalniający zapach azjatyckiej roślinności, to jest coś, czego nie zapomni się do końca życia. Dodawał całej rywalizacji pikanterii i smaczku, z racji utrudnionych warunków dla obu drużyn. Dziewięć lat później, dzień przed meczem w Nikozji - Apoelu z krakowską Wisłą, Mateusz Borek porównał tamtejszą ulewą do cypryjskiej...

Jeonju World Cup Stadium

Ciąg dalszy nastąpi...

MARCIN SZYMAŃSKI

czwartek, 8 marca 2012

"Gdybyście zagrali przeciwko 54 000 nie widziałbym szans, ale gracie tylko przeciwko 11 Koreańczykom"




 
    Dariusz Szpakowski mniej więcej w taki sposób
 przedstawił kibicom skład Koreańczyków. 
 Nawet nieźle sobie z tym zazwyczaj radzi
(materiał z innego meczu).

Pierwszy mecz na Mistrzostwach Świata w Korei. Czwarty dzień czerwca 2002 roku. Godzina 20.30 czasu lokalnego. Sędzia z Kolumbii, Oscar Ruiz gwiżdże po raz pierwszy. 

Od środka boiska grę rozpoczynają Jacek Bąk i Tomasz Wałdoch. Chwilę później ten drugi kieruje futbolówkę w pole karne Koreańczyków, gdzie znalazło się pięciu zawodników w biało-czerwonych barwach. Akcja zakończyła się interwencją bramkarza gospodarzy, Lee Won Jae, jednak była to zapowiedź tego, iż Polacy mają ochotę rzucić się na rywala, grać wysoko pressingiem, nie pozwolić Azjatom rozwinąć skrzydeł. 
W trzeciej minucie kolejna szansa zawodników Jerzego Engela. Szybkie wyjście z własnej połowy, Marek Koźmiński podaje do Olisadebe, ten znakomicie dostrzega wychodzącego na czystą pozycję Krzynówka. Jacek, mając piłkę na swojej lepszej, lewej nodze uderza ją w stronę bramki. Robi to jednak bardzo nieskutecznie i piłka mija siatkę Korei. Była to najlepsza sytuacja do tego, by prowadzić 1:0.
Piąta minuta i kolejna akcja Polaków. Piłkę z lewej strony boiska dośrodkowuje Piotr Świerczewski, dopada do niej Maciej Żurawski. Próbuje uderzać z dość ostrego kąta, ale bardziej wygląda to na pass w stronę Marka Koźmińskiego, który nie dał rady zamknąć tej akcji. Gra naszej kadry wygląda bardzo dobrze, gramy wysoko, nie pozwalamy gospodarzom na wyjście z własnej połowy, jednak brakuje celnego strzału na bramkę Korei. Chwilę później Olisadebe dostaje długą piłkę od Tomasza Hajty, ale nie daje sobie rady z trzema zawodnikami gospodarzy.
Od 20 minuty do głosu dochodzą gospodarze. Strzał Yoo Sang-Chula mija bramkę strzeżoną przez Jerzego Dudka. Było to pierwsze, tak groźne ostrzeżenie dla naszych zawodników. Po paru minutach było już jednak 1:0 dla Korei. Na wysokości pola karnego aut wykonywali gospodarze, futbolówka znalazła się pod nogami Lee Eul-Younga, dośrodkował on w „szesnastkę”, nasi obrońcy zapomnieli o wbiegającym Hwang Sun-Hongu, a ten nie dał szans bramkarzowi Liverpoolu. Szał na trybunach, a dla polskich graczy zimny prysznic, po bardzo udanym pierwszym kwadransie. Było widać, że włożyli od początku meczu sporo sił w grę i niestety, nie wytrzymywali tempa, które sami narzucili. Azjaci zaś zaczęli się niebezpiecznie rozkręcać. Minuta 38. i znów piłka w polskiej bramce. Gol jednak nie został uznany, gdyż Seol Ki-Hyeon był na spalonym. Do przerwy rezultat 1:0 dla gospodarzy. 

 
"Przespaliśmy pierwszą połowę(...)"
Od początku drugiej połowy Jerzy Engel desygnuje do gry Pawła Kryszyałowicza w miejsce kompletnie niewidocznego Macieja Żurawskiego. Pięć minut po wznowieniu gry plac gry z powodu kontuzji musi opuścić Jacek Bąk, w jego miejsce wchodzi Tomasz Kłos.
54 minuta gry – dla nas tragiczna. Bezsensowna strata w środku pola, Tomasz Hajto nie nadąża za Yoo Sang-Chulem, ten mocno uderza z 20 metrów, a piła po rękach Dudka wpada do polskiej siatki. Koniec marzeń o dobrym wyniku w tym meczu. Polacy po tej bramce wyraźnie się załamali. Trener Engel próbował jeszcze ratować sytuację wpuszczając na boisko trzeciego napastnika - Marcina Żewłakowa, który zmienił Radosława Kałużnego. Nic to jednak nie dało, a gospodarze mieli jeszcze kilka szans na podwyższenie rezultatu, jednak kończyli akcję niecelnym strzałem, albo na posterunku był Jerzy Dudek. 
Porażka z gospodarzami turnieju bardzo skomplikowała naszą sytuację w grupie D. Aby mieć nadzieję na awans trzeba było wygrać dwa kolejne spotkania: z Portugalią i USA. Czasu na poprawienie gry mało, a problemów coraz więcej… 


Mistrzostwa Świata Korea Płd./ Japonia 2002
Pusan, godz. 20.30.
Sędzia: Oscar Ruiz (Kolumbia)
Widzów: 56 tysięcy.
Korea Płd – Polska 2:0 (bramki: Hwang Sun-Hong, 27min; Yoo Sang-Chul 54min.)
Żółte kartki: Park Ji Sung – Świerczewski, Krzynówek, Hajto.

Polska: Dudek – Hajto, Bąk (50-Kłos), Wałdoch, Michał Żewłakow – Koźmiński, Kałużny (64-Marcin Żewłakow), Świerczewski, Krzynówek – Żurawski (46-Kryszałowicz), Olisadebe.

Korea:  Lee Woon-Jae - Choi Jin-Cheul, Hong Myung-Bo, Kim Tae-Young - Song Chong-Gug, Kim Nam-Il, Yoo Sang-Chul (62-Lee Chun-Soo), Lee Eul-Yong, Park Ji-Sung - Hwang Sun-Hong (50-Ahn Jung-Hwan), Seol Ki-Hyeon (90-Cha Doo-Ri)

                                                    MATEUSZ BOROŃ

piątek, 2 marca 2012

Drogi "Oli"! Strzel Korei kilka goli!

W dniu meczu z Koreą
 "Przegląd Sportowy" zatytułował:
pierwszą stronę:
"Drogi "Oli", strzel Korei kilka goli!"

Przygotowania do Turnieju w Korei i Japonii przerosły wszystkich - media, piłkarzy, kibiców, sztab szkoleniowy. Tymczasem zbliżał się nieubłaganie termin pierwszego spotkania z gospodarzami. Jerzy Engel obejrzał Koreańczyków po raz pierwszy w akcji na żywo 26. maja 2002r., w towarzyskiej batalii z Francuzami, w Suwon. Piłkarze Hiddinka przegrali, ale postawili mistrzom świata bardzo wysoko poprzeczkę. To nie był przypadek, tak jak wcześniejszy remis z Anglikami, czy rozgromienie Szkotów. 


"Panowie, co Wy z tym strachem? Owszem Korea dobrze wygląda na tle Francji, ale nasza drużyna na tle Mistrzów Świata, nie wypadałaby gorzej" Ten słynny cytat wygłosił trener Engel dziennikarzom po meczu w Suwon. Poniekąd miał rację! Francuzi na Mundialu w 2002r. nie zdobyli nawet bramki.

Nadszedł dzień meczu z Gospodarzami. Godzinny przedpołudniowe czasu polskiego. Miliony widzów przed telewizorami, wszyscy zjednoczeni w jednym pragnieniu - zwycięstwie "Biało-Czerwonych. Niektórzy rezerwowali sobie w tym dniu urlopy na miesiące przed rozpoczęciem turnieju. Transmisję przeprowadzały w Polsce dwie telewizje: TVP i Polsat. W końcu nadszedł oczekiwany moment. Arbiter wyprowadza obie jedenastki na stadionie w Busan. Hymny narodowe obu państw!

                            "Edyta Górniak dała z siebie wszystko"


Chciałbym powiedzieć, że komentatorzy Polsatu mieli rację. Prawda jest taka, że z pozycji trybun nic nie było słychać. Zupełnie nic. Trochę lepiej sytuacja wyglądała na murawie. Konfuzja malująca się na twarzy Prezydenta Kwaśniewskiego  spowodowana była najzwyczajniej w świecie tym, że nagłośnienie było słabo słyszalne - błąd techniczny oraz wrzawa koreańskich kibiców. Dopiero przekaz telewizyjny ujawnił prawdę - Edyta Górniak rzeczywiście pomyliła brawurę i nowatorstwo z kiczem. Jedna z naszych najlepszych piosenkarek w historii zawiodła. Wykonanie hymnu było powolne, melancholijne, bez energii i żywiołu. Zaskoczyło konserwatywnych Polaków, nie przyzwyczajonych do oryginalności i awangardy. Oglądałem ostatnio mecz NBA All-Star Game i po mimo znacznie wolniejszego wykonania hymnu Kanady oraz USA, nikt nie był zdziwiony, a cały aranż spotkał się z aprobatą. Polacy jednak doznali szoku, mając w pamięci wspaniały głos Marka Torzewskiego, który niósł Polaków do boju- dosłownie i w przenośni I będzie to jeszcze robił przez lata.

 

Rzeczywiście wrzawa koreańskich kibiców, to jest coś co pamięta się do końca życia. Jeszcze przed meczem, Jerzy Engel, jak przystało na znakomitego psychologa i motywatora, przestrzegał, że fani Reprezentacji Korei zaczynają krzyczeć, już wtedy, gdy ich piłkarz jest w posiadaniu piłki. To nie jest tożsame z zagrożeniem pod naszą bramką! Tych rad i wskazówek trenera, ukazanych w filmie dokumentalnym Tomasza Smokowskiego było od groma. Pamiętam, gdy podczas jednej z odpraw napisał na tablicy słowo: "Korea". Po czym uderzył w nią, a ta obróciła się, pod takim kątem, że nazwa naszego rywala, zniknęła. "Była Korea i nie ma Korei!I wy także sobie z nią poradzicie. Pamiętam także jak dziś, że Jerzy Engel kazał piłkarzom zaraz po przebudzeniu każdego dnia powtarzać frazę: "Jeszcze Polska nie przegrała, póki my żyjemy". Trzeba oddać ówczesnemu Selekcjonerowi, że na tle polskich trenerów jeszcze długo będzie stanowił wzór pracy związanej z przygotowaniem mentalnym. Jestem świadom, że zdanie to brzmi nieco prowokacyjnie, w kontekście późniejszych wyników i tego, że Tomasz Hajto wyznał, że owy turniej ich przerósł psychicznie. Jednak, gdy przypomnę sobie, że obecny szkoleniowiec Polski, Franciszek Smuda, zapytany o konieczność zatrudnienia w sztabie psychologa, odparł: "Nie widzę wariatów w drużynie", to tym bardziej upieram się przy swojej tezie.


Ciąg dalszy niebawem...

MARCIN SZYMAŃSKI